wtorek, 25 grudnia 2012
C. 38. Nic mówić, nic tłumaczyć.
Widzę teraz tylko błękit wody. Ręka cały czas ciągnie mnie na dół, a ja nie mogę już się opierać. Ostatkiem sił wyobrażam sobie zieloną łunę na moich dłoniach, jednak dużo więcej energii zużywam na potrzebę tlenu.
" Błagam, niech się uda.. "
Jeszcze raz zamykam oczy, moja biała sukienka powiewa w wodzie, a proste, długie włosy ( czar prysł, więc wyglądam tak, jak wcześniej ) suną się za mną.
Skupiam się z całych sił.
Udało się.
Odlatuję jakby w górę.
Wszystko obserwuję z góry.
Przewijam czas do przodu, aby odetchnąć. Widzę, jak syren ( no co? on miał rybi ogon!!! ) ciągnie mnie jeszcze niżej. Dostrzegam przed sobą jakąś białą, ogromną komnatę! I brzeg...
Zatrzymuję czas, żeby mijał w normalnym tempie. Wracam do mojej postaci.
- Ekh...Ekh!! - krztuszę się i wypluwam wodę z płuc. Mężczyzna odpłynął. Szkoda, był całkiem fajny.
Podnoszę się.
- FUCK!!! - bąknęłam wpadając na odłamki lodu. W śnieżnej komnacie było NIESAMOWICIE zimno...Rozglądam się dookoła, chuchając w lodowate dłonie. I jeszcze do tego wszystkiego jestem cała mokra..
Z przyzwyczajenia wyjmuję miecz i sztylety. Jest jakoś dziwnie cicho...
- Zbyt cicho... - mówię z uśmiechem, zauważając, że dziwne zwierze za moimi plecami chyba tylko czekało na moje słowa.
Szybko robię obrót i próbuję oderwać mu głowę, jednak Yeti z jednym, wielkim okiem zwinnie omija mój cios..Postanawiam odwrót, żeby zagonić go w ślepy zaułek...
Słyszę, jak potwór pędzi za mną. Mijam kolejne lodowe korytarze. Coraz próbuję trafić w niego sztyletami, ale nie mogę się przecież zatrzymać...chowam się za wysokim murem i czekam na odpowiednią chwilę...
W między czasie rozrywam trochę sukienki, tworząc dość długi sznur.
- No chodź...chodź.. - szepczę i słyszę, jak bestia pędzi w moją stronę. Szybko wychodzę jej na przeciw i łapię sznurem za szyję. Napinam się z całej siły, a cyklop wyje przeraźliwie, jednak pędzi dalej.
- AAAA!!!! - krzyczę, gdy próbuje mnie strącić na zakręcie. Moja cierpliwość się kończy. Zaciskam węzeł z całych sił. Zwierze przewraca się, a ja nie odpuszczam. Ściskam jeszcze mocniej. Yeti jeszcze czołga się ze mną po ziemi, że prawie zwracam jedzenie, aby wreszcie położyć się nieruchomo.
- Aaauu... - wstaję jęcząc żałośnie. Zwierze zniknęło. Chowam miecz. Ciekawe, co z Drake'em...martwię się. Dopiero teraz w sumie.. No cóż, trudno mi się przyznać, ale nie ufam mu do końca...nikomu nie ufam całkowicie... Heh, niestety, ale życie nauczyło mnie zadawać ciosy w plecy.
A cóż to? Nie martwisz się o Dranhossa? To smutne, bo on właśnie błaga mnie, abym mu cie oddał...
Ohydny głos Runshvizera zaświergotał obrzydliwie w moich uszach. Postanowiłam go ignorować.
Haha! Jak mu powiem, to się zasmuci...nieładnie..Ale nie martw się, Yamir też się o ciebie pytał...
" Yamir? "
- On żyje? - zapytałam, mimowolnie się zatrzymując.
Hehe..tak. Może się nawet zobaczycie.
A więc Yamir żyje...to dobrze, może się do nas przyłączy i będziemy...niezwyciężeni!!
Moje rozmyślania przerwało jakieś warczenie. Szybko odwróciłam się na pięcie.
- O M G... - przede mną stała ogromna, biała pantera! Zanim zdążyłam zareagować, rzuciła się na mnie z zębiskami. Próbowałam zabić ją nożami, ale nie miałam dostępu, ponieważ cały czas zręcznie ciągnęła mnie w drugą stronę, NISZCZĄC MOJĄ ZAJEBISTĄ SUKNIE!!
W pewnym momencie podniosła mnie w górę i z całej siły trzasnęła o lodową ścianę tak, że mało nie wypadły mi zęby i przytrzymała masywną łapą w górze. Jak kot, polujący na myszkę - drażni się z nią, aby ( gdy jest już wyczerpana ), zadaje ostateczny cios. W miejscu, gdzie wylądowałam, lód zaczął się kruszyć. Korzystając z nieuwagi pantery, zsunęłam się z powrotem na ziemię.
- No choodź... - mruczę, nastawiając miecz ostrzem w górę. Zwierze rzuca się na mnie z rykiem. W pewnym momencie słyszę ogłuszający hałas...i ziemia się zatrzęsła!
Nagle coś przykuło uwagę stwora.
" DRAKE!!! " - tak, właśnie zobaczyłam Drake'a!
- Uważaj Dranhoss! - krzyczę. Łapa stwora przemknęła nad nim. Nie trafiła uff... Drake wykorzystując chwilę nie uwagi zwierzęcia, zadało mu cios prosto w serce. Bryznęła czarna krew.
- Gdzie jesteś?! - krzyknął do mnie chłopak.
- Ehh..tutaj. - bąknęłam spod szczątek, które na szczęście zniknęły dwie sekundy później. Drake uśmiechnął się i wziął mnie w ramiona. Na początku rozkoszowałam się wspólną chwilą, ale gdy zaczął gnieść mi żebra, wybąkałam :
- Co ty wyprawiasz?
Skutecznie zamknął mi usta pocałunkiem.
- Miło cię znów widzieć. - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem.
- Ciebie też. Wiesz, że jesteśmy w pułapce?
- Wiem, ale razem coś wymyślimy.
- Zawsze razem. - powiedziałam ze śmiechem. Nasz dialog przypominał durną włoską romantik-komedie.
- Może tak byśmy poszukali wyjścia?? - odezwał się głos za moimi plecami. Znajomy głos..
- YAMIR!!!!!!!! - z krzykiem oderwałam się od Drake'a. Moim oczom ukazał się Ciemnooki, wysoki brunet. Jego twarz rozświetlał piękny uśmiech.
Wyszczerzona wpadłam w jego ramiona. Nie widzieliśmy się już chyba ze 100 lat!!
- Haha! Jakbym wiedział, że tak miło mnie przywitasz, to chyba wcześniej bym wrócił... - powiedział po chwili chłopak, odstawiając mnie delikatnie na bok. Oczywiście musiał wtrącić się Drake...on zawsze tak robi. Jego zazdrość zaczyna mnie ostro wkurzać..
- No, to może jednak poszukamy tego wyjścia?? - odezwał się król " Macio ", kierując się w stronę światła po lewej stronie korytarza.
Po chwili dołączyliśmy do niego ze śmiechem.
- Musisz mi natychmiast wszystko opowiedzieć! - powiedziałam do Yamira, gdy szliśmy białą drogą. - Jak się tu znalazłeś? A tamci, z którymi walczyliśmy? Też tutaj są? - zasypywałam go lawiną pytań.
- Eee...nie, udało mi się ich skutecznie...zgubić. - odpowiedział z uśmiechem chłopak. - A co tam u was?
- Uhh...no, dużo się działo...wiesz.. - zaczęłam mówić, ale KTOŚ mi przerwał. Nie chciałam mu jeszcze teraz tłumaczyć, że jestem z Drake'em...zresztą, to wsumie nie było w ogóle oficjalne...
- Blacky, zobacz, jest chyba wyjście! - zawołał Dranhoss, ciągnąc za sobą. Nie miałam ochoty popisywać się przed Yamirem...
- Dobra, cieszę się, ale możesz się trochę..OGARNĄĆ?! Widzisz, żę rozmawiam z Yamirem. Nie widzieliśmy go chyba całe wieki, a ty nadal się nie przywitałeś...
- Idziemy. - powiedział z naciskiem, odciągając mnie od Yamira. Nie podoba mi się to.
- Puść mnie, nie jestem twoją lalką!!! - wykrzyczałam, szarpiąc się.
- Dranhoss, zostaw ją, widzisz, że nie chce iść. - powiedział spokojnie, lecz bardzo stanowczo Yamir.
- A ty się nie wtrącaj!! Blacky jest moją dziewczyną, więc lepiej już sobie idź...żółtku. - bąknął Drake, popychając lekko Yamira. Lekko, ale za to z jaką nienawiścią...
- Dranhoss USPOKÓJ SIĘ!!!! - próbowałam ostudzić sytuację, ale nic z tego. Yamir spojrzał na mnie, a w jego oczach, gdzieś bardzo daleko...pod wszystkimi warstwami brązu i złota, krył się smutek.
- Powiedziałem? Idź już lepiej... - warknął Drake, ze stalą w oczach. Już wcale go nie poznaję...to nie jest ten sam chłopak, którego poznałam na statku. Bardzo się zmienił.
- Ach tak? - zapytał z rezygnacją. Jeszcze raz spojrzał w moją stronę, a ja poczułam, jak rozrywa mi się serce. - Do widzenia Cl...C... - nie mógł wypowiedzieć mojego imienia, to jasne..ale chyba nie nie chiał żegnać się ze mną tylko w grze... W moich oczach stanęły łzy. - To były jego ostatnie słowa. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
Nie miałam ochoty nic mówić,
Nic tłumaczyć, gdy pobiegłam bez słowa w drugą stronę.
AAlexa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oh! Jakie to dramatyczne!!! :O ;P
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, choć myślałam, że się już nie doczekamy... :)
No nareszcie!!! Napięcie- jest! Wątek miłosny- jest! Dramat- present! No więc congratulations:D Pan Walter jest wniebowzięty:-)
OdpowiedzUsuńHahaha! Ok...no to dobdzie, dobdziem :**
OdpowiedzUsuńWidzimy się na...ARGGHH!! Nie powiem tego słowa, bo się chyba ***społecznie. :))
Pan Walter wkracza do akcji!!! Tada!!:D
OdpowiedzUsuń