niedziela, 2 grudnia 2012

D. 30. "Za każdym razem, gdy go słyszę, mam ochotę go zabić."

   Szliśmy tak przez godzinę. Wokoło tylko dżungla i dżungla. Dziwiło mnie, że jeszcze żaden krwiożerczy zwierz się na nas nie rzucił. Ale trudno. Jak widać mieliśmy szczęście. I byłem absolutnie pewny, że niedługo się skończy. W końcu nie można nam dać spokoju, prawda? Przeklęty idiota, który wymyślił tą grę. Pogrążony w rozmyślaniach o debilu jak najwidoczniej uwielbiającym patrzeć, jak ludzie się nawzajem zabijają, brnąłem przed siebie. Co jakiś czas odwracałem się, żeby sprawdzić, czy Clarisse nadąża. Nagle o coś się potknąłem i wylądowałem twarzą w błocie.
-Ja to mam szczęście.-stwierdziłem podnosząc się.
-Na to wygląda.-mruknęła dziewczyna zwijając się ze śmiechu.
-Oj, skończ, to nie takie zabawne.-posłałem jej ostrzegawcze.
-Nie obrażaj się.-powiedziała.
   Dalej przechodziliśmy przez dżunglę. W końcu roślinności było coraz mniej i mniej, aż w końcu wyszliśmy na polanę. Od razu w oczy zaświeciło mi słońce, i dopiero teraz się skapowałem, że wcześniej wszystko zasłaniały drzewa.
-Przydałyby się okulary przeciwsłoneczne.-mruknąłem.
   Witam Was ponownie. Niedługo pojawi się tutaj boss. Jeśli go pokonacie, wrócicie do normalnego świata Faith'a. Jeśli nie... Życzę powodzenia, bo będzie Wam potrzebne.
-Za każdym razem gdy go słyszę mam ochotę go zabić.-stwierdziłem.
-Nie martw się, ja też.-odpowiedziała Blacky.
   Nie tym tonem.
Roześmiałem się na cały głos. Dziewczyna popatrzyła na mnie jak na wariata, więc pewnie nie usłyszała głosu Runshvizera. Trudno, później jej wytłumaczę, o co chodziło. Teraz ciekawiło mnie, co tym razem na nas naślą. Wielką płonącą jaszczurkę? Nie zdziwiłbym się.
   Przez pięć minut siedzieliśmy w ciszy, przygotowani do walki. Gdy już miałem dać spokój i sobie pójść, ziemia się zatrzęsła.
-Nadchodzi.-powiedziałem momentalnie zrywając się z miejsca.
-I pewnie jest gigantyczne.-dodała Clarisse.
-Jak wszystkie niebezpieczne stwory tutaj.-uśmiechnąłem się ponuro.
   Była to prawda. Wszystko, co chciało nas załatwić, miało niewyobrażalne rozmiary. No, może nie jadowite węże, ale to taki wyjątek...
   TRACH!
   Tym razem tak mocno wstrząsnęło ziemią, że się wywaliłem. Blacky jakimś cudem nie miała problemów z utrzymywaniem równowagi.
"Świetnie, robię się słabeuszem. Ta gra mnie wykańcza"-pomyślałem.
Z lasu wynurzył się wielki potwór. Przypominał połączenie wilkołaka i... zaraz, zaraz, czy to był kozioł? O w mordę, producenci tej gry mają coraz gorsze pomysły. Na szczęście monstrum było od nas wyższe tylko dwa razy. Tak czy siak, przynajmniej nie przerastało drzew. A to zaliczało się do nowości.
-No to się zaczyna.-mruknąłem pod nosem i ruszyłem na zwierzę.
   Wbiłem mu miecz w nogę. Stworzenie ryknęło i wyciągnęło w moich kierunku olbrzymiastą łapę. Próbowałem uciekać, ale potwór był zbyt silny. Gdy uniósł mnie nad głowę, pewnie z zamiarem wyrzucenia gdzieś daleko, zeskoczyłem mu na plecy. Nie tracąc czasu wbiłem swój miecz w kark bestii. Ta ryknęła i próbowała strącić mnie, lecz bez skutku.
-Dranhoss, co ty do cholery wyprawiasz?-wrzasnęła Clarisse.
-Próbuję się uporać z tym...-poszukiwałem właściwego słowa.-czymś!
Wkrótce dziewczyna zrozumiała, o co chodzi. Wspięła się na drzewo rosnące nieopodal i stamtąd zeskoczyła na grzbiet monstrum. Gdy zajmowała się ranieniem pleców zwierzęcia, ja jakimś cudem przekradłem się na jego głowę. Chciałem zadać ostateczny cios, ale zauważyłem wielkie, białe wystające rogi.
"Może lepiej go wpierw trochę zdezorientować"-pomyślałem.
"Ale wtedy nas strąci."
"Trudno, raz się żyje."
Wyciągnąłem miecz, gdy z rogów zaczęły wypełzać wielkie tarantule. Jedna z nich od razu się na mnie rzuciła. Szybko odciąłem jej jedną z nóg, nie dawała mi jednak spokoju.
-Spadaj! Wynocha!-krzyczałem ogarnięty paniką.
   Dobicie pająka zajęło mi jakieś dwadzieścia minut. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak Blacky spada z grzbietu wilko-kozłą.
-Nic ci nie jest?-krzyknąłem zrozpaczony, nic więcej nie mogąc zrobić.
-Nie!-odetchnąłem z ulgą. Dziewczyna spojrzała na mnie.-UWAŻAJ!!!
Nagle coś na mnie naskoczyło. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że to jeden z tych pająków. Wbiłem miecz prosto w jego oko. Nagle w twarz uderzył mnie strumień cuchnącego, zielonego płynu. Zobaczyłem, że wydobywa się z ciała nieżyjącego już zwierzęcia. Odepchnąłem szczątki daleko od siebie. Tarantule już nie przychodziły.
   W czasie walki niemal całkowicie zapomniałem, że znajduję się na wielkim monstrum. Teraz, gdy o mało co nie zleciałem z wysokości pięciu metrów, wszystko mi się przypomniało.
"Muszę to zakończyć"-postanowiłem.
Kątem oka zauważyłem, że Clarisse znów znajduje się na potworze. W sumie dobrze, przynajmniej odwróci jego uwagę, gdy ja będę realizował plan. Uczepiłem się futra stwora i zacząłem przesuwać w kierunku gardła zwierzęcia. Gdy już dotarłem do celu, odetchnąłem głęboko. Gdyby teraz moje ręce puściły spadłbym w dół. Oderwałem jedną rękę od futra i wycelowałem w gardło potwora.
   Nagle rozległ się ryk. Zauważył mnie. Maiłem sekundę przewagi.
   Szybko zadałem ostateczny cios i skoczyłem w dół. Zdążyłem dobiec na odległość dwóch metrów. Odwróciłem się. Bestia przez kilka sekund dusiła się i zalewała krwią, aż w końcu opadłą bezwładnie na ziemię. Nareszcie. Wreszcie, razem z Blacky wrócimy do świata normalnego Faith'a, gdzie może byli inni przeciwnicy, ale też mniej niebezpieczeństw. Zaraz, Blacky! Przecież ona była na tym stworzeniu, gdy go zabiłem. O nie! Puściłem się pędem i dosłownie zderzyłem z wystraszoną dziewczyną. Szybko ją przytuliłem.
-Myślałem, że coś ci się stało.-wychrypiałem.
-A ja sądziłam, że przygniótł cię ten potwór.-szepnęła. W jej głosie było słychać ulgę.
   Staliśmy tak przez pięć minut w uścisku. Później Clarisse powiedziała:
-Dobra, Dranhoss, może mnie już puścić.
-Nie.-zaprzeczyłem i jeszcze mocniej ją objąłem.
-Co za romantyk!-mruknęła i lekko odepchnęła mnie od siebie.
   Bez namysłu pocałowałem ją. Znów przeszły mnie dreszcze, tak jak za pierwszych razem. Pewnie już zawsze tak będzie. Po chwili odsunąłem się i uśmiechnąłem lekko.
-Po namyśle stwierdzam, że lubię, jak jesteś romantykiem.-stwierdziła Clarisse.
   Nagle ziemia wokół nas zawirowała. Chwyciłem dziewczynę za rękę. Zdążyłem jeszcze zauważyć jej lekki uśmiech, a zaraz potem pochłonęła nas ciemność.
   Znowu znaleźliśmy się w jaskini.


Asizdaa


1 komentarz: