Zanim jeszcze przeczytacie rozdział, chciałabym wyjaśnić pewną sytuację z poprzedniego rozdziału.
Zatem. Nasza koleżanka Asizda, napisała coś takiego, jakby Runshvizer czytał w myślach graczy, ale to nie prawda. Nie chciało mi się już tego poprawiać, więc teraz Wam o tym mówię :) A wracając do tematu.. Runshvizer bez pomocy małego Finna nie ma żadnego wpływu na uczucia graczy, co z tego wynika nie może słyszeć ich myśli. Mam nadzieję, że moje wytłumaczenia rozjaśniły Wam trochę wszelkie wątpliwości ;-)
Przepraszamy za te wszystkie usterki w rozdziałach, ale czasem po prostu zapominamy o najważniejszych rzeczach, a nasza Asizda jest z nami od niedawna i jeszcze nie wszystko ogarnia..
Także jeszcze raz przepraszam i zapraszam do czytania!! :*
Także jeszcze raz przepraszam i zapraszam do czytania!! :*
*******************************
Tonę. Przed oczami zaczyna przebiegać mi całe moje życie.. Widzę jakichś nieznajomych ludzi.. To.. chyba moi rodzice... nie wiem..
Brak powietrza dosięga mnie coraz bardziej. Woda wypełniła moje drogi oddechowe uniemożliwiając mi wziąć choć jeden wdech. A tajemniczy mężczyzna wciąż ciągnął mnie w dół i w dół.
W końcu nie mam już tlenu i powoli zamykam oczy. Wszystkie siły mnie opuszczają.. W końcu jestem już tylko zimnym topielcem..
*~*~*~*
Przez powieki przebija mi się jasne światło.
- Czy to już to sławne światło w tunelu? - zapytałam siebie i otworzyłam oczy.
Nie. Tym razem było to świecące oko jakiegoś ogromnego cyklopa. Szybko zerwałam się na nogi i odskoczyłam na pięć metrów od potwora. Odruchowo sięgnęłam ręką po miecz. Ale nie miałam go. Nadal byłam w białej, zwiewnej kiecce do ziemi. Machnęłam ręką w powietrzu. Uff... Menu się rozwinęło.
Potwór zaczyna powoli zataczać się w moim kierunku. W swoim wielkim łapsku trzyma ogromną, metalową maczugę, która ciągnie się za nim po ziemi.
Macham szybko ręką w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Zbroja... Szata.. buty... bułki.. ŁYŻKI!.. yy.. nie...
Potwór jest już tylko 3 metry przede mną.
Nieee... ! Szybciej! Znów..: stare buty.. plastikowe kubki.. 2 metry... DOBRA MAM!! Wyciągnęłam z ekwipunku stary miecz, którym walczyłam na 12 levelu. Raczej nie był za dobry, ale był!
W pośpiechu oderwałam część sukienki tak, że teraz sięgała mi lekko nad kolana.
- Osz kurde.. trochę za krótka.. - jęknęłam i w ostatniej chwili ledwo uniknęłam śmiertelnego ciosu cyklopa wycelowanego w moją głowę.
Zwinnie ominęłam potwora i bardzo szybko pobiegłam na drugi koniec lodowej komnaty. Właściwie dopiero teraz zauważyłam w jakim jestem pomieszczeniu. Była to grota, ale tak śliczna, że aż uciekła ze mnie żądza zabicia tego głupiego cyklopa.
Z sufitu zwieszały się bialutkie i świecące żyrandole, a ściany były idealnie gładkie i lekko błękitne, tak samo jak podłoga tyle, że w niej wyrzeźbione były okrągłe płytki. Gdzie nie gdzie z sufitu zwisały ostre, lodowe stalaktyty, a z ziemi wyrastały równie przerażające stalagmity.
Tak zapatrzona w to jakże cudowne otoczenie kolejny raz prawie nie zauważyłam tego głupiego cyklopa. Znów jego maczuga utknęła na chwilę w lodowej ścianie.
- Agrr.. - warknęłam zdenerwowana i popędziłam szybko, tak szybko, że udało mi się wbiec na sufit i z niego nie zlecieć!! Zrobiłam takie dwa okrążenia: sufit --> podłoga i biorąc potężny zamach uderzyłam w czarnego cyklopa. Niestety nie zdziałałam zbyt wiele, bo mój cios odjął mu zaledwie 1/8 HP.
Znów stanęłam w przeciwnej części komnaty.
"Muszę użyć mojej mocy.." pomyślałam. "Tylko jak?.. już wiem.."
Skupiłam się najbardziej jak potrafiłam na ogromnym łbie potwora i na jego oku. Kiedy jego źrenica się rozszerzyła, a na moich rękach pojawiła się błękitna łuna, powiedziałam powoli:
- Jesteś dobry.. Ronshvizer nie ma na ciebie wpływu... Nie musisz mu już więcej służyć... Poddaj się..
Cisza.. Cyklop zamknął swoje oko i upuścił ciężką maczugę. Po chwili spojrzał na mnie i wykręcił swoje usta w jakimś krzywym grymasie. Domyśliłam się, że próbował uśmiechnąć się do mnie, ale mu to nie wychodziło. Chcąc być miłą również odwzajemniłam uśmiech. Cyklop wydał z siebie jakiś dziwaczny dźwięk euforii i polazł, gdzieś w głąb jaskini.
"No to teraz muszę znaleźć pozostałych." pomyślałam i usiadłam po turecku na podłodze.
Kolejny raz mocno skupiam się na moich dłoniach. W końcu pojawia się niebieska poświata. Przykładam ręce do głowy i z całych sił wspominam moich przyjaciół. Blacky.. Theo.. Dranhoss.. Finn.
Niestety nic nie widzę.. Tylko czarna pustka..
PIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- AAAAAAAAAAA!!!! - krzyknęłam i z bólem złapałam się za głowę.
Oj.. nie ładnie Yumi.. nie ładnie. Myślałaś, że nie zwrócę na to uwagi? Że puszczę ci tę zniewagę płazem?! MYLIŁAŚ SIĘ!!! JAK ŚMIAŁAŚ GŁUPIA DZIEWUCHO??!!
Runshvizer był naprawdę wkurzony..
- Nie wiem o co ci chodzi?! - skłamałam z niby żalem.
Już nie udawaj... To żałosne... Niestety muszę ci powiedzieć, że będziesz ukarana za swoje przewinienie.. Byś może ucierpią twoi przyjaciele! Hahaha! A MOŻE TYYY!! BUAHAHAHA!!!
"Kurde ten facet ma jakąś schizę..."
- Nie! Błagam! Zlituj się! Już nigdy tak nie postąpię! - łgałam jak najęta. Trochę mnie to wkurzało, ale musiałam go jakoś udobruchać...
HAHAHA!!! Zabawna jesteś kochanieńka.. Ale już za późno.. Masz rację więcej tak nie postąpisz!
Głowę znów przeszył mi ostry ból.
W oczy poraziło mnie okropnie jasne światło.
Oślepił mnie i ogłuszył.
Zapomniał jednak, że nadal mam umysł. Nim mogłam zobaczyć wszystko.
Skupiłam się poczułam łunę na moich rękach. Machnęłam lekko jedną dłonią, tworząc małą błękitną kulkę, która wyleciała w powietrze. I po chwili znów widziałam grotę.. tyle, że.. w mojej głowie.
Zauważyłam, że zrobiło się trochę ciemniej, mroczniej...
Przestraszyło mnie to lekko, a jeszcze bardziej pogłębiał to poczucie fakt, że nic, ale to nic nie słyszałam..
Przestraszyło mnie to lekko, a jeszcze bardziej pogłębiał to poczucie fakt, że nic, ale to nic nie słyszałam..
Zaczęłam nerwowo obracać małą kulką światła na wszystkie strony, żeby w razie czego móc się obronić. No i zauważyłam je.
Z zawrotną prędkością leciało w moją stronę pięć noży. Szybko odszukałam niedaleko mnie, mój miecz i chwyciłam go za dwa końce osłaniając twarz. Na szczęście miecze leciały w równej linii i uderzyły w miecz. Niestety wbiły się w niego do połowy. Zrobiłam wielkie oczy i szybko wyciągnęłam sztylety z mojej, nienadawającej się już do niczego broni.
Znów rozejrzałam się. Żeby mieć jeszcze większe szanse wstałam z lodowej podłogi, z resztą trochę mnie już mroziła w zadek.. Kolejny atak zauważyłam trochę wcześniej niż poprzedni. Znów było to pięć "pocisków". Stanęłam prosto i złapał za końce dwóch sztyletów trzymając je w jednej ręce. Wzięłam zamach i rzuciłam z całej siły nożami, celując oczywiście w lodowe pociski.
- Uuuu.. ładnie. - pochwaliłam samą siebie, kiedy sztylety roztrzaskały na wiór lodowe sople.
Z zawrotną prędkością leciało w moją stronę pięć noży. Szybko odszukałam niedaleko mnie, mój miecz i chwyciłam go za dwa końce osłaniając twarz. Na szczęście miecze leciały w równej linii i uderzyły w miecz. Niestety wbiły się w niego do połowy. Zrobiłam wielkie oczy i szybko wyciągnęłam sztylety z mojej, nienadawającej się już do niczego broni.
Znów rozejrzałam się. Żeby mieć jeszcze większe szanse wstałam z lodowej podłogi, z resztą trochę mnie już mroziła w zadek.. Kolejny atak zauważyłam trochę wcześniej niż poprzedni. Znów było to pięć "pocisków". Stanęłam prosto i złapał za końce dwóch sztyletów trzymając je w jednej ręce. Wzięłam zamach i rzuciłam z całej siły nożami, celując oczywiście w lodowe pociski.
- Uuuu.. ładnie. - pochwaliłam samą siebie, kiedy sztylety roztrzaskały na wiór lodowe sople.
Tak samo pozbyłam się trzech kolejnych.
Znów cisza... Cisza przed burzą... A jak!
Nagle poczułam silny przypływ energii, który zaburzył mój kontakt z błękitną kulą i przestałam cokolwiek widzieć. Mijają minuty, a ja nadal nie kontaktuję. Cały czas próbuję utworzyć kulę światła, ale nic mi nie wychodzi. W końcu ogarnia mnie panika i zaczynam ryczeć.
W pewnej chwili poczułam na skórze jakiś lekki podmuch wiatru i czyjąś kurtkę. Otarłam pospiesznie łzy. Nie wiedziałam co się dzieje.
Nagle ktoś chwycił mnie w pasie, przerzucił przez ramię i szybko pobiegł przed siebie. Zaczęłam się drzeć. Ale nic to nie dało. Po kilku minutach uspokoiłam się i.. zasnęłam..
Znów cisza... Cisza przed burzą... A jak!
Nagle poczułam silny przypływ energii, który zaburzył mój kontakt z błękitną kulą i przestałam cokolwiek widzieć. Mijają minuty, a ja nadal nie kontaktuję. Cały czas próbuję utworzyć kulę światła, ale nic mi nie wychodzi. W końcu ogarnia mnie panika i zaczynam ryczeć.
W pewnej chwili poczułam na skórze jakiś lekki podmuch wiatru i czyjąś kurtkę. Otarłam pospiesznie łzy. Nie wiedziałam co się dzieje.
Nagle ktoś chwycił mnie w pasie, przerzucił przez ramię i szybko pobiegł przed siebie. Zaczęłam się drzeć. Ale nic to nie dało. Po kilku minutach uspokoiłam się i.. zasnęłam..
*~*~*~*
Poczułam jak ktoś delikatnie mnie czymś przykrywa. Miło wtuliłam się w koc. Przez tą jedną nikłą chwilę poczułam się miło. Zapomniałam o tym obowiązku przetrwania. Niestety rzeczywistość szybko wróciła do mojej podświadomości. Przypomniało mi się, że niedawno ktoś mnie porwał i przecież nic nie widziałam, ani nie słyszałam!
Na szczęście teraz dobiegały do mnie ciche odgłosy strumyka i czyjeś krzątanie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili postanowiłam wypróbować mój wzrok. Powoli otworzyłam oczy. Ujrzałam zielone korony drzew. Tych niezwykłych kolorowych drzew. Podparłam się na łokciach i zobaczyłam piękny jasny strumyk, grający miłą dla ucha muzykę. Przy potoczku zobaczyłam niewyraźny, ciemny kształt.
Podniosłam się z miękkiego posłania (jakby co to było siano i jakiś koc.) i ruszyłam w kierunku chłopaka. Z odległości dwóch metrów już wiedziałam kto to jest.
- Dziękuję. - powiedziałam miło do przyjaciela.
- Nie ma za co. - odrzekł prostując się i odwracając w moją stronę.
Teraz dokładnie widziałam jego wyraźne rysy twarzy i duże, ładne, ciemno-zielone oczy. Spojrzałam w jego głębokie ślepia i uśmiechnęłam się ciepło. Odwzajemnił uśmiech i spojrzał na mnie ze szczęśliwą miną. Brakowało mi tego spojrzenia.
Kiedy tak się na niego gapiłam zauważyłam, że ma bliznę na oku. Od razu zrobiłam zmartwioną minę.
- Co ci się stało? - zapytałam dotykając delikatnie rany.
- Ach.. to. - rzekł, wyrwany z zamyślenia. - Spotkałem potwora, którego miecz był nasączony jakimś dziadostwem i rana zamiast zniknąć, tylko zarosła..
- Aha.. cienko.. Ale w sumie.. jest całkiem, całkiem.. - powiedziałam przekręcając głowę i uśmiechając się. - Taka.. charakterystyczna.. Haha!
Klepnęłam go po przyjacielsku w ramię i ruszyłam w stronę naszego "obozu". Kiedy chciałam zrobić pierwszy krok, Dandross złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, przytulając mocno. Odwzajemniłam uścisk. Trwaliśmy tak ok. 5 min.
- Mocno się stęskniłeś!- zażartowałam, kiedy odsunęliśmy się od siebie.
- A żebyś wiedziała. - powiedział wesołym głosem i trzymając mnie za rękę ruszył w stronę obozu. Uśmiechnęłam się zadowolona i usiadłam po turecku obok bruneta. Położyłam mu głowę na ramieniu i ze szczęśliwą miną spojrzałam w ognisko. Nie myślałam o niczym innym, jak o jego obecności...
Na szczęście teraz dobiegały do mnie ciche odgłosy strumyka i czyjeś krzątanie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili postanowiłam wypróbować mój wzrok. Powoli otworzyłam oczy. Ujrzałam zielone korony drzew. Tych niezwykłych kolorowych drzew. Podparłam się na łokciach i zobaczyłam piękny jasny strumyk, grający miłą dla ucha muzykę. Przy potoczku zobaczyłam niewyraźny, ciemny kształt.
Podniosłam się z miękkiego posłania (jakby co to było siano i jakiś koc.) i ruszyłam w kierunku chłopaka. Z odległości dwóch metrów już wiedziałam kto to jest.
- Dziękuję. - powiedziałam miło do przyjaciela.
- Nie ma za co. - odrzekł prostując się i odwracając w moją stronę.
Teraz dokładnie widziałam jego wyraźne rysy twarzy i duże, ładne, ciemno-zielone oczy. Spojrzałam w jego głębokie ślepia i uśmiechnęłam się ciepło. Odwzajemnił uśmiech i spojrzał na mnie ze szczęśliwą miną. Brakowało mi tego spojrzenia.
Kiedy tak się na niego gapiłam zauważyłam, że ma bliznę na oku. Od razu zrobiłam zmartwioną minę.
- Co ci się stało? - zapytałam dotykając delikatnie rany.
- Ach.. to. - rzekł, wyrwany z zamyślenia. - Spotkałem potwora, którego miecz był nasączony jakimś dziadostwem i rana zamiast zniknąć, tylko zarosła..
- Aha.. cienko.. Ale w sumie.. jest całkiem, całkiem.. - powiedziałam przekręcając głowę i uśmiechając się. - Taka.. charakterystyczna.. Haha!
Klepnęłam go po przyjacielsku w ramię i ruszyłam w stronę naszego "obozu". Kiedy chciałam zrobić pierwszy krok, Dandross złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, przytulając mocno. Odwzajemniłam uścisk. Trwaliśmy tak ok. 5 min.
- Mocno się stęskniłeś!- zażartowałam, kiedy odsunęliśmy się od siebie.
- A żebyś wiedziała. - powiedział wesołym głosem i trzymając mnie za rękę ruszył w stronę obozu. Uśmiechnęłam się zadowolona i usiadłam po turecku obok bruneta. Położyłam mu głowę na ramieniu i ze szczęśliwą miną spojrzałam w ognisko. Nie myślałam o niczym innym, jak o jego obecności...
Evelinee
No,no,no!!! Brawo!!! Super! Wcześniej miałem zaległości, ale teraz będę na bieżąco!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Miło 'słyszeć' :P Planuję zrobić tego drugą część (drugi blog), więc mam nadzieję, że dalej będziesz śledził ;D
OdpowiedzUsuń