niedziela, 2 grudnia 2012

C. 32. Spotkanie rodzinne.




                                                                GRATULACJE 

               Udało Wam się przeżyć 1 Faithscript! Za pokonanie Bossa i innych drapieżników, otrzymujecie wyższy lvl i zostaliście teleportowani na kolejny - 9 poziom.

                                                       Black Panther : otrzymujesz 37 lvl i 9 poziom.
                                                              Dranhoss : otrzymujesz 38 lvl i 9 poziom.
                                   Oprócz tego, otrzymujecie : Eliksir Życia, Żelazny Łuk Śmierci i mięso Hriptolaków

                        Zapraszamy do odnajdywania kolejnych Faithscriptów.


- Pff...nawet, jakbym to znalazła, to W ŻYCIU BYM NIE KLIKNĘŁA! - krzyknęłam ze śmiechem.
- Ja też, nie mmartw się.. - odpowiedział Drake, wychodząc z jaskini. Również to zrobiłam i ujrzałam piękne, ośnieżone szczyty gór.
- Heh, ciekawe, jak stąd wyjdziemy... - bąknęłam, spuszczając wzrok.
- Jakoś wyjdziemy! Haha! Przecież mamy naszych przyjaciół! - powiedział, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nasze rumaki nadal są z nami i soją 5m za mną.
- Ojej! Biedactwa! Pewnie są głodne! - powiedziałam z żalem, podchodząc do naszych czworonożnych i głaszcząc je po głowach. W końcu nie było nas prawie tydzień! Pewnie zjadały nietoperze, czy co innego...nie wnikam. - Dranhoss, na co czekasz? Podaj mi siano! - powiedziałam ze zdenerwowaniem. Siano dostaliśmy po zabiciu Ognistych Małp.
     Drake posłusznie wyjął je z menu i podał mi.
- Hej, heej...no chodźcie...dam wam jeeedzoonkaa... - kusiłam zwierzęta, wymachując sianem przed ich nosem. - No jedzcie to!
- Nie bój żaby! Ja od razu bym przyszedł! - próbował " pocieszać " mnie Drake. Przypomniał mi się mój Bulbon...też musiałam mu machać karmą przed nosem, ponieważ chętnie jadł tylko przekąski.
        Postanowiłam spróbować w inny sposób...Wyciągnęłam z menu mięso Czerwonych Trunków.
 Nie zdziwiłam się, gdy zwierzęta natychmiast wyrwały mi je z rąk..
- Ty to jednak masz jednak wpływ.. - pogratulował mi mój towarzysz.
- No wiem. Dobra, za godzinkę proponuję wylatywać.  - odparłam i postanowiłam się trochę przygotować. Podczas, gdy konie z zaangażowaniem jadły już trochę stare mięso, ja starannie robiłam coś na kształt siodeł.
     Po ok. 50min., wszystko było gotowe. Wsiedliśmy na rumaki i wzięliśmy rozpęd.
- Gotowa? - zapytał Drake, a w jego głosie wyczułam nutkę strachu...
- Jasne, a co? Pękasz kochanie?
- C-co? JA? Nie, nie, niee...Ok, to na trzy : raz,... - zaczął odliczać chłopak, jednak postanowiłam go zostawić samego. Haha! Z bojowym okrzykiem popędziłam naprzód.
- Heej! NIE BYŁO NAWET DWA! - usłyszałam dobiegający z tyłu głos Dranhossa. Zaśmiałam się w myślach. Chłopak pewnie przeżywa traumę!
      Leciałam już nad górami. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam dopiero teraz wylatującego Dranhossa. Niebawem dogonił mnie, a w zasadzie, to ja zwolniłam, żeby nie było...
      Słońce było wysoko. Godzina? Ok. 13.00. Po kilku męczących godzinach, dostrzegliśmy nad sobą upragniony cel - CYWILIZACJĘ!
- JPRLD! Dranhoss! Złazimy! - krzyknęłam w stronę chłopaka, nadal kurczowo trzymając się konia.
- Się robi!
             I ZACZĘŁO SIĘ WIELKIE LĄDOWANIE!
To takie żałosne, że nie wiem, czy to opisywać...
Ale dobra, powiem.
Najpierw zniżyliśmy się. Później chcieliśmy wylądować na polanie, ale Drake miał problem z lądowaniem na " krzywej powierzchni " -_-, więc polecieliśmy dalej. I znów problem na ulicy z " MOKRĄ powierzchnią "...no, może i padał deszcz, ale bez przesady! A więc - kręciliśmy się w kółko przez pół godziny. Wreszcie postanowiłam z tym skończyć.
- DRANHOSS ALBO LĄDUJESZ, ALBO CIĘ RZUCAM! - wydarłam się wkurzona na maxa. Oczywiście żartowałam...
- CO??!!! NIE SŁYSZĘ!!!
- LĄDUJESZ, ALBO CIĘ RZUCAM!!!! - krzyknęłam jeszcze głośniej.
- CO???!!!!
- GÓWNO!!!!!!
- JUŻ LĄDUJĘ USPOKÓJ SIĘ!!! - krzyczał Drake i wybrał chyba najgorsze miejsce, jakie mogło być... Chciałam go ratować, więc popędziłam za nim...A mianowicie, Drake właśnie zmierzał na jeden z budynków, rozpraszając grupkę ludzi.
- AAAAA!!!!!! - krzyczęliśmy razem. Konie również...rżały. Było już za późno, żeby wznieść się w górę... A więc wpierdzieliliśmy się do środka przez okno...
- Aaaałaaa... - jęknęłam, wstając ze stołu, na którym wylądowałam. Tuż przed sobą, widziałam zdziwione i przerażone trzy pary oczu : błękitne, jasno-fioletowe i żółte.
- E e e, sorki, no, ma się te SUPER wejścia, nie? - powiedziałam, podnosząc się.
- Black Panther? - spytała fioletowooka. Spojrzałam na nią uważnie. No tak! To przecież ona!
- Yansora?!
- Tak! - odpowiedziała dziewczyna i uścisnęłyśmy się przyjaźnie.
- Blacky, nic ci nie jest? - zapytał dyszący Dranhoss.
- Co? A, nie, nie! Dranhoss, to jest Yansora. Yansora, to jest Dranhoss.. - przedstawiłam mojego prz..chłopaka, po czym podali sobie ręce.
- Miło poznać. - odpowiedziała wesoło Yansora. - Blacky, Dranhoss, - niestety, ta ksywa szybko się przyjęła... - to jest Theo, a to Finn.
- Mi również miło cię poznać. - przywitał się ze mną blondyn. Wyglądał na miłego i porządnego człowieka, co w tym świecie chyba jest rzadkością...wydaje mi się, że w TAMTYM świecie również, ponieważ to dziwne, że ukochane stworzenie, jakie pamiętam to pies.
    Przywitałam się z nim, dygając. Nie wiem, skąd mam ten nawyk...Następnie podałam rękę Finn'owi, ale ten nadal dziwnie mi się przyglądał, więc po paru sekundach postanowiłam odpuścić.Drake również przywitał się z nowymi znajomymi. Nasze rumaki, ( dobrze, że żywe ) uciekły, spłoszone.
- Hahaha!! Dobrze was widzieć!! Serio w końcu jakieś znajome mordy! No, w takim razie, zapraszam Was na coś mocniejszego! - krzyknęła wesoło, idąc w stronę baru. Postanowiliśmy usiąść przy najmniej zniszczonym stoliku. Opowiedziałam Theo w wielkim skrócie nasze przygody.
- A więc, jak wam się tu podoba? - zapytał chłopak.
- Eee..no, jest całkiem...miło. - odpowiedziałam skrępowana, ponieważ chłopczyk nadal się na mnie patrzył..
- Haha..byłoby milej, ale właśnie rozwaliliście połowę najlepszej knajpy w bezpiecznej strefie! - odparł ze śmiechem.
- To raczej przez niego..nie orientuje się w terenie... - odpowiedziałam, wskazując na rozmawiającego z jakimś mężczyzną Drake'a. Theo tylko uśmiechnął się. Podeszła do nas Yansora.
- Prosz bardzo! Najlepsze, jakie w życiu piłam! - krzyknęła wesoło i usiadła przy Theo, naprzeciw mnie. Po chwili dołączył się Drake.
- O czym tam gadaliście? - spytał Theo.
- Hahaha! Udało mi się wytargować z właścicielem pokrycie szkód! Nie musimy robić nic, a nic! - krzyknął dumny z siebie chłopak.
- Uuu..nieodkryte talenty? - zapytała Yansora, popijając kolorowy napój.
- Nie, po prostu rozmiażdżyłem metalowy kielich. - powiedział spokojnie.
- OO! A więc to twoja moc?
- Hehe, no tak.
      Te przechwałki zupełnie mnie nie rajczyły...postanowiłam spróbować " tego mocnego ". Przybliżyłam kubek do ust. Od razu zapachniało jakimiś ziołami. Wzięłam mały łyk. I....

ŚWIAT ZAWIRRRROWWAAAAŁ!!!!!

Drake, Theo, Yansora i mały Finn zaczęli kręcić się w kółko. Stało się strasznie głośno i wesoło! Zaczęłam śmiać się nie wiadomo z czego. Kątem oka zauważyłam, jak Yumi i Drake również biorą łyk i śmieją się razem ze mną. Postanowiłam wypić do dna..za każdym łykiem powtarzałam słowa, które zostały mi chyba z przeszłości.
- PIĆ TRZEBA UMIEĆ!

                                                                          ~~*~~

            Obudziły mnie promyki słońca. Niesamowicie bolała mnie głowa. Otworzyłam oczy. Z przerażeniem zauważyłam, że mam na sobie tylko jedną, o wiele  ZA dużą, czarną koszulę.
             Ledwo wstałam z łóżka i znów się przewróciłam. Udało mi się za szóstym razem. Skierowałam się w stronę drzwi, jęcząc przy tym żałośnie...
          Pamiętam tylko, że w drugiej połowie knajpki była wczoraj niezła imprezka!! Niestety, szczegółów nie kojarzę... zeszłam z trudem po schodach i skręciłam w lewo. W kuchni siedziała już Yansora, również ledwo żywa.
- Hello my friend...
- Heja! Co tam u ciebie.. - zapytała podnosząc zaspane oczy.
- Spoko...wiesz co? Obiecuję, że już NIGDY NIC NIE WYPIJĘ! Oprócz wody i soku bananowego!
- Haha! Ja też..pić trzeba umieć. - odparła dziewczyna i z powrotem osunęła się na blat.

                                                                           ~~*~~

                                                     Uwaga! Uwaga! Uwaga!
                         Od razu mówię, że to były StupiZiołka, a nie alkohol! :**


                                                                                                                 AAlexa
   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz