Byłem w jakiejś jaskini. Można by ją uznać za ładną, gdyby nie to, że na głowie miałem inne sprawy. Gdzie była Clarisse? No i gdzie była... reszta? Nie miałem bladego pojęcia. Powoli zacząłem sobie przypominać, jak tu trafiłem.
Gadałem z jakąś dziewczyną. Nie wiem, czemu od razu nie podszedłem do Blacky, ale tak się już stało. Gadałem z jakąś inną panną i już. Nagle tamta wyszczerzyła się upiornie. Wrzuciła mnie do wody, a ja spadałem i spadałem... I potem urwał mi się film.
Cóż, musiałem coś zrobić. Nie mogę przecież siedzieć bezczynnie. Wstałem z ziemi, otrzepałem się z kurzu i dumnie wyprostowałem. Ale poza tym nic. Pustka. Pierwszy raz nie miałem dobrego planu. Ba, nie miałem żadnego planu. Chyba wpierw należało odnaleźć swoją dziewczynę... Tylko gdzie ona była?
Zastanawiasz się nad tym, prawda? A więc, postanowiłem Was rozdzielić, gołąbeczki. No trudno. Znajdujesz się w Lodowych Grotach, gdzie spotkasz mnóstwo niebezpieczeństw. Powodzenia, bo może się przydać.
Jak to? Rozdzielić nas? Czemu? Co ja zrobiłem, że sobie na to zasłużyłem? To nie fair.
-UWOLNIJ JĄ, DOWNIE!!!-wrzasnąłem na cały głos.
Nie tak ostro do starszych. Jeśli będziesz grzeczny, to zobaczysz ją wcześniej niż pozostałych. A jeśli nie to, no cóż, może już nigdy się nie spotkacie.
-Jakie to łaskawe.-mruknąłem z sarkazmem.-Ale i tak cię nie lubię.
A co mnie to obchodzi, smarkaczu?
Swoją drogą, chyba nerwy puszczały Runshvizerowi. Normalnie zachowywał się tak dostojnie i dorośle, a teraz przezywa mnie smarkaczem jak jakiś przedszkolak. Ten palant robi się coraz bardziej głupi.
Nagle ziemia się zatrzęsła i usłyszałem ogłuszający ryk.
Chyba przesadziłem.
Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Za progu wyłonił się wilk. Był wysoki na dwa metry, miał niebieskie futro i niemożliwie długie pazury. Jednak najstraszniejsze były zęby. Ostre jak sztylety. Szybko wyjąłem miecz z pochwy przygotowując się do walki. Byłem pewny, że mnie to nie ominie.
-FAJNA KARA, ZSYŁANIE NA KOGOŚ POTWORA. BARDZO POMYSŁOWE!!!-wrzasnąłem najgłośniej jak umiałem mając nadzieję, że ten idiota mnie usłyszy.
Z dnia na dzień robił się coraz bardziej wnerwiający.
W końcu monstrum znalazło się w odległości jeden metr ode mnie. Krzycząc głośno ruszyłem przed siebie i odciąłem wilczkowi jedną łapę. A co, niech ma za swoje! Nie trzeba było mnie wkurzać. Zwierzę zawyło wściekle i dosłownie rzuciło się na mnie. Raniło moją skórę pazurami, a ja nawet nie mogłem się ruszyć. W końcu udało mi się uwolnić rękę z bronią. Wbiłem szkaradzie nóż w klatkę piersiową aż po rękojeść i sprawnie odskoczyłem w tył.
Zwierzę zatoczyło się i upadło, ale jego pasek HP zmniejszył się tylko o 1/4. Przez co straciłem broń i niewiele osiągnąłem.
Szybko wyjąłem z ekwipunku jakieś sztylety. Niekoniecznie uwielbiałem się nimi posługiwać, ale co robić, gdy grozi ci śmierć. Po kolei rzucałem nimi w stworzenie. Każdy trafił celu. W końcu pasek bestii był zapełniony już tylko w jakiejś 1/8. Mimo to bydlę nie przestawało atakować. Zbliżało się coraz bardziej, przez co ja musiałem się cofać. W końcu natrafiłem na ścianę. Poruszyłem się lekko w lewo i walnąłem w twardą powierzchnię. Byłem w pułapce.
Gdy zwierz chciał zadać ostateczny cios, wpadłem na genialny pomysł. Postanowiłem użyć swojej mocy i mocno ścisnąłem klatkę piersiową monstrum. Padło martwe.
Popatrzyłem na siebie. Byłem cały we krwi. Ale żywy. A to się najbardziej liczyło. Teraz wystarczyło tylko odnaleźć Clarisse i upewnić się, że jest cała i zdrowa. Ominąłem zwłoki, które po chwili zniknęły rozsypując się w jasno-zielony pył i ruszyłem ku drzwiom. Jakim cudem wcześniej ich nie zauważyłem? Były zamknięte.
Gratulacje. Świetnie poradziłeś sobie z zadaniem. Teraz przeniesiesz się do labiryntu. Jeśli wyjdziesz z niego i przeżyjesz, odnajdziesz swoją ukochaną.
Świat wokół mnie zawirował. Zrobiło się ciemno. Taki stan rzeczy trwał jakieś pięć minut. Później znalazłem się tunelu wykutym chyba w lodzie. Cóż, zapowiada się długi dzień.
...
Od jakiejś godziny szukałem wyjścia stąd. Trafiłem do jakiegoś wielkiego pokoju. Gdy zbliżałem się do drzwi, one uciekały w inne miejsce. Teraz przeniosły się na sufit. Podskakiwałem, próbowałem ich dosięgnąć, ale nie dawałem rady. Nagle wejście się otworzyło i o mało co nie dostałem w łeb kawałkiem drzewa. Za co? Do jasnej cholery, za co? Mocno chwyciłem się kawałka drewna, rozbujałem i wskoczyłem do środka. A tam... niekończący się korytarz. Pobiegłem przed siebie, mając nadzieję, że moja męczarnia w końcu się skończy. No bo błagam. Ile można dręczyć człowieka? Pewnie już od dawna potrzebuję pomocy psychiatry.
Nagle zobaczyłem drzwi, który bronił smok. Zatrzymałem się w pół kroku.
Przejdź dalej, a dojdziesz do końca. A tam, nie wiadomo co na Ciebie czeka.
Przejdź dalej, a dojdziesz do końca. A tam, nie wiadomo co na Ciebie czeka.
Wyjąłem miecz. Miałem nadzieję, że monstrum nie jest zbyt niebezpieczne. Ruszyłem przed siebie i odciąłem stworzeniu łeb. Tamte zatoczyło się i dosłownie wypchnęło swoim cielskiem z tunelu. Obejrzałem się jeszcze i zauważyłem jak moja kolejna ofiara znika, rozsypując się na malutkie kawałeczki.
Znalazłem się w prostokątnym pomieszczeniu. Nikogo tam nie było. Mojej dziewczyny tam nie było.
-KŁAMAŁEŚ, DOWNIE!!!-wydarłem się na cały głos.
Ja? Ja nigdy nie kłamię. Zobaczysz swoją ukochaną.
Zaraz potem sufit się zawalił. Zobaczyłem Blacky szamoczącą się z jakąś panterą. Szybko ruszyłem jej na pomoc. Już chciałem rozprawić się ze zwierzęciem, gdy usłyszałem rozpaczliwy krzyk:
-Uważaj, Dranhoss!
Uchyliłem się w ostatnim momencie. Łapa stwora przemknęła nade mną. Wykorzystałem chwilę zwłoki, gdy monstrum zastanawiało się, czemu nie trafiło w cel i wbiłem mu miecz prosto w serce. Buchnął na mnie strumień lepkiej, gorącej krwi. Obrzydlistwo!
Nagle przypomniałem sobie o Clarisse.
-Gdzie jesteś?-krzyknąłem nie zauważając znajomej sylwetki.
-Tutaj.-dobiegł mnie jej głos zza szczątek.
Kiedy ogromne zwłoki rozsypały się w pył (jak większość rzeczy i zmarłych w tej grze..), zobaczyłem ją. Nie widzieliśmy się może z kilka godzin, ale już zdążyłem się stęsknić. Bez wahania wziąłem ją w ramiona. Na początku była zbyt oszołomiona, ale później zaczęła piszczeć:
-Co ty wyprawiasz?
Zamknąłem jej usta pocałunkiem. Przeszedł mnie kolejny dreszcz. Oderwaliśmy się od siebie dopiero po pięciu minutach.
-Miło cię znów widzieć.-powiedziałem na co ona parsknęła śmiechem.
-Ciebie też.-stwierdziła i przytuliła się.
Trwaliśmy tak jakiś czas. W końcu Blacky mruknęła:
-Wiesz, że jesteśmy w pułapce?
-Wiem, ale razem coś wymyślimy.
-Zawsze razem.
Asizdaa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz