wtorek, 29 stycznia 2013

D. 48. Spotkanie.



 Życie jest po to, żeby je przeżyć godnie.
 Trzeba przestać rozpaczać.
 Trzeba być twardym.


      Wstałem z ziemi, nie zawracając sobie głowy otrzepywaniem ubrania. Ciągle miałem na oczach obraz pierwszego pocałunku z Blacky. Szkoda,że nie ma Eliksiru na Zapomnienie. Wypiłbym go i miałbym spokój na wieki. Ale teraz trzeba przeprawić się na drugi brzeg. Musze znaleźć bród. Nagle poczułem się, jakby mnie trafił piorun. Przecież w obozie Nemessisa znalazłem Eliksir Pływania. Już miałem odkorkować go i wypić do dna, ale uświadomiłem sobie, że mógł być zatruty.
"Muszę po wyrzucić"-pomyślałem-"Ale czemu Nemessis Miałby trzymać w swoim obozie zatruty eliksir? Przecież nikogo się nie spodziewał. To ja złożyłem mu wizytę bez zaproszenia."
Obok mnie przebiegł jakiś szczurek. Złapałem go i wlałem do pyszczka kilka kropel płynu. Zauważyłem, że oczy stały się u niego na chwilę mętne, ale oprócz tego wyglądał normalnie.
Zauważyłem na korku jakiś napis. Przeczytałem go.

Uwaga! Możliwe skutki uboczne: ślepota, głuchota, zatwardzenie, rozwolnienie, nie koordynacja ruchowa, problemy z mową, wymioty, stępienie zmysłów i podobne. Zażywać pod nadzorem lekarza.

         Trochę się tego uzbierało, nie ma co. Więc pytanie brzmi: "Brać, czy nie brać?''
"Raz kozie śmierć"
         Wypiłem do dna.
          Pokazały się mroczki.

...*...


          Poczułem, że ktoś się nade mną schyla. Chciałem otworzyć oczy, ale wszystkie mięśnie miałem zwiotczałe. W buzi Sahara, jednym słowem tragedia. Nos zawalony, kości bolą, a myślenie przychodzi z trudem. Pamięci brak, czuję się jak noworodek.
          Zimny wiatr owionął moje ciało. Poczułem, że mam na sobie tylko bokserki. Oczy znowu zaszły mgłą. Zwinąłem się z bólu. Z gardła wyleciała kolejna porcja wymiocin. Zemdlałem ponownie.


...*...


         Tym razem obraz był już ostry. Nademną schylał się... nie, to niemożliwe.
         TO BYŁ YAMIR!
-Yamir... to ty-wystękałem z trudem.
-Tak-stwierdziła postać, smarując mi twarz jakimś eliksirem pachnącym jak dupa Godzilli.
-Co robisz...błeee-kolejna porcja rzygów.
-Szedłem sobie, a tu patrzę: ty leżysz nieprzytomny, wokół ciebie wilki. Odgoniłem je i zauważyłem, że zdążyły cię już podrapać, więc przeciąłem twoje ubrania i posmarowałem cię maściami na gojenie ran z kruszonej dupy olbrzyma...
-Odsuń się lepiej...błeee
-Który to raz?
-Straciłem już rachubę
         Yamir zaśmiał się.
-A czemu tak rzygasz?
-Wypiłem jakieś świństwo na zapomnienie i mnie zemdliło-wyjaśniłem.
-Na zapomnienie? Coś się stało? Jak nie chcesz, to nie mów.
-Blacky mnie opuściła. Znudził się jej nasz związek.
-Przykro mi.
          Zapadła cisza. Przerwałem ją pierwszy.
-Yamir, czemu to robisz? Ja ciebie tak potraktowałem, a ty ratujesz moje zasrane życie.
-Ja nie chowam urazy. Życie mnie nauczyło, żeby cieszyć się z tego, co jest i nie tracić go na drobne nieporozumienia.
-Naprawdę?  Ale i tak przepraszam. Głupio zrobiłem.
-Przeprosiny przyjęte.


Szczęście nie jest prze­cież sta­nem wie­cznym. Zresztą też i nie ok­re­sowym. Szczęście to po pros­tu ta­ki skur­cz ser­ca, które­go doz­na­je się cza­sami, kiedy człowieka prze­pełnia ta­ka ra­dość, że wprost trud­no ją znieść. Zni­ka równie szyb­ko jak się po­jawia. I nie ma go, dopóki nie na­dej­dzie zno­wu, by spra­wić, że człowiek uz­na życie za naj­wspa­nial­szy dar.

...*...


         Szliśmy ubitą polną drogą. Byłem ubrany w jakieś zapasowe ciuchy z ekwipunku. Na szczęście przestałem rzygać. Wszystko pamiętałem doskonale; ten eliksir był do dupy. Wspomnienia odżyły i galopowały mi po głowie, zostawiając po sobie spustoszenie. Trzymałem miecz. Obok mnie szedł Yamir. Jego twarz pozostawała kamienna, niewzruszona. Może nad czymś myślał. Jest spoko. Nie wiem, czemu wcześniej się do niego czepiałem. To wszystko przez Clarisse. Dziewczyny potrafią dużo namieszać.
-Dranhoss, może mała przerwa?-zaproponował Yamir.
- Z chęcią. Zmęczyłem się. A może rozpalimy ognisko?
-Dobry pomysł.
         Pięć minut później ogień trzaskał wesoło. W przeciwieństwie do niego ja nie byłem taki wesół. Rany zadane przez wilki nie były takie straszne, lecz bolały i czułem, że niedługo już wytrzymam i... nie, nie zrzygam się znowu tylko zemdleję.
- Yamir, ja się prześpię.
-OK, ja zaostrzę miecz.
Sen przyszedł szybko. A może to omdlenie?


Walter


1 komentarz:

  1. No, znasz zdanie moje i Eve na ten temat...
    Mamy nadzieję, że to ostatni taki rozdział.
    Ale żebyś mojego Yamira wciągnął w te rzygi...Ugh.

    ~AAlexa

    OdpowiedzUsuń