Leżałam wygodnie na kocu, przy rozpalonym ognisku. Było ciemno. Wpatrywałam się ze smutnym uśmiechem w ognisko rozmyślając, kiedy nagle usłyszałam dźwięk łamanej gałązki, dochodził z krzaków. Aaron poszedł na polowanie, ale wątpię, że to on. Przecież nie wróciłby po 10 minutach.
Zerwałam się na nogi i podniosłam z ziemi łuk, który ostatnio wypadł mi przy jakimś zmutowanym gorylu. Miałam do niego kilka strzał, wzięłam jedną z nich i naciągnęłam na cięciwę. Podeszłam cicho do krzaku, już czułam strach tego stworzenia.. Kiedy znalazłam się dwa metry od krzaka, wybiegł z niego mały, szary królik! Nie myśląc nawet co robię, posłałam strzałę prosto w jego głowę. Zwierzątko padło bez życia na ziemię. Zbliżyłam się do ofiary i wyciągnęłam strzałę z jego głowy. Po chwili zorientowałam się, że przecież królicze mięso to najlepszy towar w całej grze! Podniosłam królika jedną ręką i rzuciłam przy ognisku. Było mi go trochę żal, ale od kilku dni jem jedynie jakieś jagody z lasu, więc potrzebuję czegoś treściwszego..
Podniosłam z ziemi pas z moimi podręcznymi nożami i wyciągnęłam z niego jeden sztylet. Wypuściłam głośno powietrze z buzi i wbiłam ostrze w brzuch zwierzątka. Najpierw, co prawda nie bez obrzydzenia, obrałam królika ze skóry (wiem, że to okropnie brzmi... :( ) i nabiłam na ostrą dzidę, po czym położyłam wielki szaszłyk nad palącym się w najlepsze ogniskiem.
Znowu usłyszałam coś w krzakach. Od razu jednak dobiegły do mnie smętne myśli Aarona, więc spokojnie przewracałam królikiem nad ogniem. Po chwili z krzaków wyłonił się Dandross cały uwalany jakimś zielonym glutem. Podniosłam na niego oczy i spojrzałam pytająco w jego oczy.
- Co to ma być? Troll na ciebie splunął??
- Nie.. Przez przypadek wpadłem do jakiejś jaskini, która okazała się legowiskiem nietoperzy i przez nieuwagę potknąłem się o kamień i wpadłem w ich błękitne odchody. - powiedział ze skrzywieniem i podszedł do ogniska. Razem z nim nadciągała śmierdząca fala powietrza.
- O nie, nie, nie! Nie będziesz tutaj siedział w takim stanie! Idź się umyj i dopiero wróć! - powiedziałam do niego zatykając ręką nos.
Chłopak spojrzał na mnie spode łba i poczłapał do jeziora. Przez chwilę słyszałam odgłosy jego kąpieli, jednak w pewnej chwili wszystko ucichło. Wszystko dokoła zaczęło się rozmazywać i powoli niknąć. W panice podniosłam tylko z ziemi swoje rzeczy i umieściłam je w ekwipunku. Sekundę później leżałam już na jakiejś polanie w środku lasu.
Podniosłam się szybko jednym ruchem i wyjęłam miecz, stając w gotowości do walki.
" Kurde.. teraz nie zjem już tego pysznego królika.. a tak ładnie pachniał... " - pomyślałam z żalem i rozejrzałam się wokoło z zaciętą miną.
" Kto mnie tutaj ściągnął..? Lol.. niech się chociaż pokaże.. "
Nagle z lasu wyłoniły się jakieś dwie postacie. Jedna mniejsza, druga o wiele wyższa. Na ich twarzach gościły uśmiechy. Na początku nie widziałam, kto to, lecz gdy trochę się zbliżyli rozpoznałam, tak dobrze znajome mi twarze. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i rzucając miecz na ziemię, pobiegłam szybko w stronę chłopców. Rzuciłam się większemu, niebieskookiemu blondynowi, na szyję i ścisnęłam go mocno, po chwili wzięłam w ramiona małego chłopca i uniosłam go lekko nad ziemię.
- Jak ja się za wami stęskniłam! - powiedziałam wesoło, wypuszczając bruneta z uścisku. - Co się z wami działo? Jak udało wam się uciec z Lodowych Grot? I jak się odnaleźliście?
Chciałam im zadać tak wiele pytań. Byłam strasznie szczęśliwa, że się spotkaliśmy. Bardzo mi ich brakowało.
- Nie bądź taka ciekawska! - zawołał Theo, śmiejąc się z mojego szybkiego, roztrzęsionego głosu. - Z Lodowych Grot wyszliśmy jak każdy inny. Rozwaliliśmy jakieś potwory, w moim przypadku był to jakiś zielony niedźwiedź, a Finn mówi, że jednym zamachem rozwalił jakiegoś zmutowanego bociana. Haha! Dzięki łutowi szczęścia odnaleźliśmy się zaraz po wyjściu z jaskiń.
Zaabsorbowana słuchałam ciekawych i wesołych opowieści Theo. Tymczasem Finn przyglądał mi się bardzo uważnie. Czułam, że już wie. Spojrzałam w jego oczy. Wnikał w moje myśli. W pewnej chwili usłyszałam w głowie jego głos.
Znaleźliśmy go.
Kogo?!
Kei'a...
Podskoczyłam jak oparzona i nawet się nie powstrzymując krzyknęłam głośno:
- GDZIE ON JEST??!!
Theo spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a Finn ze swoją kamienną twarzą odpowiedział:
- Zaprowadzimy cię. Nic ci nie zrobimy. Przecież wiesz, że możesz nam ufać.. - ruszył w stronę lasu.
"Właśnie nie jestem pewna... najpierw ściąga mnie bez mojej zgody, a później wdzierając się do głowy oświadcza, że znalazł mojego małego braciszka... nie wiem co o tym myśleć..."
Mimo wszystko poszłam niepewnie za chłopcem. Ramię w ramię szedł ze mną Theo. Jemu ufałam. Całkowicie! Ale nie Finn'owi.. On zaczyna mnie przerażać. Przecież nawet nie jest człowiekiem! Stworzył go Runshvizer! Może jest zaprogramowany, aby mnie zabić. Być może Valdek stwierdził, że jestem niebezpieczna... Ach te nonsensy...
Po godzinie spaceru przez las doszliśmy do małej wioski. Wszędzie było ciemno. Światła w domach były pogaszone. Finn nadal szedł przed siebie pewnym krokiem. Zaczynałam się niepokoić, czułam również strach Theo. W końcu zatrzymaliśmy się przy chacie, w której zauważyłam małe światełko.
Finn zapukał dość mocno w drzwi. Po chwili ukazała się w nich drobna, fioletowo włosa dziewczyna. Uśmiechnęłam się szeroko na jej widok, a w moich oczach pojawiły się wesołe ogniki. Kiedy dziewczyna mnie zobaczyła, również się uśmiechnęła, podbiegła do mnie i mocno wyściskała. Po chwili zaczęła opowiadać co się u niej wydarzyło odkąd ostatnio wyszłam z jej sklepu, ale ja jakoś nie mogłam się na tym skupić. Cały czas obserwowałam Finna. Chłopiec zachowywał się coraz bardziej podejrzanie. Co chwila miał jakieś podejrzane drgawki, a jego oczy cały czas utkwione były w jednym punkcie. Właśnie oczy... Jego źrenice były bardzo rozszerzone, przez co widoczne były zaledwie dwa milimetry tęczówki. Wyglądało to co najmniej przerażająco... Zaczęłam trzymać się na baczności i dokładnie obserwować ruchy chłopca. Wiedziałam, że ma potężną moc, mógł wyrządzić nam ogromną krzywdę.
W końcu wgramoliliśmy się do środka chaty. Paliły się tam dwie małe świeczki postawione na drewnianym stole. Stanęliśmy w salonie, od którego odchodziły jeszcze dwa inne pokoje z zamkniętymi drzwiami. Milczeliśmy. W końcu postanowiłam się odezwać.
- To gdzie on jest? - zapytałam Finna, który od razu popatrzył na mnie swoimi przerażającymi oczami.
- Zaraz przyjdzie.. - odpowiedział chłopiec dziwnym głosem, po czym usiadł na fotelu. - Alexis.. zawołaj go. Zawołaj Kei'a.
Fioletowo włosa zrobiła smutną, nieco przerażoną minę i wyszła z pomieszczenia. Stałam obok Theo i cały czas obserwowałam Finna. Jeżeli Kei rzeczywiście tu jest, muszę go ocalić choćby nie wiem co. Nie mogę dopuścić, żeby ten szaleniec coś mu zrobił.
Po chwili pełnej przygnębiającej i przerażającej ciszy do pokoju wróciła Alexis, prowadząc za rękę małego ciemnowłosego chłopca o żółtych przenikliwych oczach. Rozpoznałam w nim Kei'a! Od razu wzięłam chłopczyka w ramiona i wyściskałam mocno. Z oczu lały mi się łzy szczęścia. Ale.. nie... zaraz, zaraz!
Oderwałam się szybko od chłopca i jeszcze raz spojrzałam w jego oczy.
"Żółte.. Kei ma przecież błękitne! Nie zmieniłby ich w grze! Nie potrafiłby tego zrobić! To pułapka!"
Odskoczyłam szybko od chłopca i wyjęłam miecz. Chłopiec spojrzał na mnie z zaskoczeniem, po chwili jednak, kiedy zauważył, że i tak nie zdoła mnie przekonać, zamienił się w okropnego potwora!
Jego twarz mieniła kolor na szary, a oczy zrobiły się całe czerwone i wybuaszczyły się do granic możliwości. Zęby urosły mu do makabrycznych rozmiarów. Ciało zrobiło się strasznie chude i małe, przybrało ten sam kolor co twarz. Tak samo przemienił się Finn i Alexis. Ku mojemu zdziwieniu Theo został w normalnej postaci. Widocznie to był ten prawdziwy Theo.
Potwory zaczęły chodzić na czterech odnóżach, niczym małpy! Ze wściekłymi oczami i żądzą krwi ruszyły na mnie i na Theo. Ruszyłam szybko do drzwi, obliczając w głowie, że trudno będzie nam z nimi walczyć w tak małym pomieszczeniu. Ku mojemu niezadowoleniu drzwi były zamknięte.
- Spróbuj je chwilę zatrzymać! - zawołałam do Theo i z całych sił skupiłam się na swojej mocy i na niebieskich, ognistych pociskach.
W końcu na moich dłoniach pojawiły się płomienie. Cofnęłam się krok od drzwi i jednym ruchem dłoni posłałam w stronę drzwi ognistą kulę, która z hukiem wyrwała je z nawiasów i posłała na drugi koniec drogi.
Spojrzałam jak radzi sobie Theo. Z żalem stwierdziłam, że idzie mu marnie. Krzyknęłam na niego porozumiewawczo i wybiegłam na zewnątrz. Zaraz za mną z chaty wyskoczył Theo, a za nim jak cienie trzy ohydne potwory. Od razu wyjęłam miecz i jednym ruchem odcięłam łeb jednemu z nich. Dwa pozostałe spojrzały z przerażeniem na swojego martwego towarzysza i ze złością rzuciły się na mnie. Theo od razu zajął się jednym z nich. Jednym machnięciem odciął mu rękę, a potem skończył z nim odcinając głowę, jak masło. Ja zrobiłam to samo z moim.
Wtedy zapadła cisza. Przerażająca. Było strasznie cicho. Jak to mówią, za cicho...
Nagle ze wszystkich chat wysypały się jak mrówki te same potwory. Na oko licząc było ich około 2000!!!
- O KU***!!! - krzyknęłam i zaczęłam biec za siebie, jednak od razu się zatrzymałam, bo potwory były też za mną!
- Nie mamy wyboru! Musimy je jakoś rozwalić. - powiedział Theo i ruszył na nadbiegając potwory. Jednym zamachem odciął łby trzem z nich.
Stwierdziłam, że chłopak ma rację. Przecież bez sensu byłoby, gdybyśmy się teraz poddali! Chwyciłam mocno miecz i skupiając swoją całą uwagę na nim, sprawiłam, że pokrył się niebieskim płomieniem. W innym okolicznościach na pewno bym się tym podnieciła, ale teraz nie było na to czasu.
Stanęłam tyłem do Theo i zaczęłam rozwalać nadbiegające potwory. W końcu zaczęło się to robić całkiem zabawne! Zaczęłam liczyć swoje ofiary.
- Uhuu! Już 50! - zawołałam zadowolona ze swojego wyniku.
- Liczysz?! - zapytał zdziwiony Theo. Spojrzałam na niego. Mój wzrok od razu padł na jego broń. Również skorzystał z mojego pomysłu i jego miecz świecił się od pomarańczowego płomienia.
- No jasne! Też zacznij! Umila tę.. zabawę! - powiedziałam do blondyna i wróciłam do swojego zajęcia.
Czułam się coraz bardziej zmęczona... Zabicie jednego potwora zabierało mi więcej czasu niż przedtem. Z Theo działo się to samo. Potworów nadal przybywało. Nie było widać końca ich szeregów. Upadłam na kolana. Ledwo machałam mieczem, ale jakoś się broniłam.. W końcu zabrakło mi sił na jakikolwiek ruch. Zaczęłam osuwać się na ziemię, a przerażające potwory oblegały całe moje ciało.
Jeszcze w ostatniej chwili zdołałam zobaczyć bardzo jasne światło, ogień. Potwory zaczęły uciekać. Zamknęłam oczy...
Nie wolno mi umrzeć i paść mi nie wolno
Nie umrę dziś śmiercią cierpiętną, powolną
Trwać będę na wieki, jak ogień piekielny
Nieuległa, silna, w wytrwałości dzielna
Choć krawi ma dusza i krwawi me ciało
To z boju każdego i tak wyjdę cało!
We krwi skąpna, radosna w cierpieniu
Krocząca w świetle i ukryta w cieniu!
Evelinee
O KUUUŹWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ale zajefajny rozdział!!!!!! Normalnie...i te liczenie - HAHAHA XD jak Legolas i ten krasnal :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że skorzystałaś z mojego pomysłu :** I normalnie łapię się za głowę KTO stworzył ten ogień! Ale tak się domyślam, że to pewnie Aaron :))
W każdym razie, spisałaś się EVE!
Buziaki
~Koleżanka w fachu