sobota, 19 stycznia 2013

D.45 Tudo terminado. Não existe mais nada.





        Kiedy obudziłem się rano, Clarisse nie było. Chyba odeszła, bo zabrała dwa zapasy wody i jeszcze kilka innych gadżetów. Nie powstrzymał bym jej. Związek, który jest siłą podtrzymywany przy życiu, nie jest nic warty. W środku jest pusty jak balon. Nic, tylko udawane uczucia.
        To był mój pierwszy poważniejszy związek. Mam wrażenie, że nie zapomnę o nim nigdy. Ja ją naprawdę kochałem!!! A ona rzuciła mnie tak niespodziewane. Ciekawe, dlaczego? Poznała kogoś?-wątpię. Ostatnio trzymaliśmy się cały czas razem. A może jej się znudziło? To najmożliwsza z opcji. Ja nigdy tak nie robię. Jeśli się na coś decyduję, to na trwałe.
         Nad wygasłym ogniskiem wisiał kociołek z wodą. Podłożyłem chrust i rozpaliłem ogień. Zajął się łatwo. Dopiero spojrzałem na pryczę Nadeen. Gdzieś się podziała, może poszła za Blacky. Nie brakowało mi jej obecności, czułem, że mnie nie lubi. Mam szczęście, że jeszcze żyję. Sądziłem,że w nocy zakradnie się i poderżnie mi gardło. Po wypiciu herbaty spakowałem wszystko i jeszcze raz spojrzałem na miejsce, w którym ostatni raz przebywaliśmy razem. Zapamiętam je na zawsze.
        Podniosłem miecz a ziemi.
-Tudo terminado. Não existe mais nada.
     Krótkie słowa, a tak wiele znaczą.                             

                                     
                                                                      ~~*~~


        Szedłem w stronę jakiegoś zagajnika. Powoli zapadał zmierzch. Ptaki nie latały tam i z powrotem, tylko siedziały w dziuplach. Nie spotkałem żadnego potwora. Trzymałem w słoniach miecz i z zewnątrz wyglądałem groźnie, ale w środku czułem pustkę.
Pustkę, której nie może zapełnić nikt ani nic.
Po odejściu blis­kiej oso­by wy­daje nam się, że jes­teśmy sa­mot­ni, jed­nak to nie praw­da- to tyl­ko smu­tek... Pus­tka przychodzi wte­dy, gdy przes­ta­jemy kochać. Sa­mot­ni tudzież wol­ni cze­kamy na ko­goś, kto znów złapie nas za rękę, uśmie­chnie się, za­pyta czy długo już tu stoimy i ra­zem z na­mi, ra­mię w ra­mię, ruszy w drogę.
        W moim wypadku nie będzie tej drugiej osoby. Już nigdy nie spotkam nikogo takiego, jak ona.


                                                                      ~~*~~


         Zatrzymałem się, gdy księżyc zasłoniły chmury. Otaczała mnie bez graniczna otchłań ciemności. Wtem usłyszałem w krzakach jakiś hałas. Głosy takie same jak w obozie Nemessisa.
"Widocznie się uwolnili"-pomyślałem, skacząc w krzaki.
-Ej, chłopaki, ktoś tam jest!!! Kto sprawdzi?-spytał już szeptem.
        Brak odpowiedzi.
-No co wy, takie z was tchórze?-zadrwił. Za chwilę usłyszałem krótką szamotaninę i zauważyłem, iż z krzaków wypadłe jakaś postać, potknęła się i wylądowała na mojej kryjówce.
-Chłopa...-próbował zawołać, ale zdzieliłem go po głowie, aż jego pasek HP spadł do zera.
"Coraz bardziej podoba mi się ta moc"-pomyślałem-"Będą mieli niemiłą niespodziankę"
-Dobra, chodźcie tu! Załatwię was szybko i bezboleśnie-to była prawda; nie lubię męczyć przeciwnika.Wyszedłem z krzewów.
-To zapraszam-wycedził Nemessis, wyłaniając się z krzaków.
        Kopara opadła mi do ziemi. Zachowałem jednak zimną krew.
-Ale ja cię zabiłem.
-W okolicy był jeden z moich...hm, kolegów i podał mi Eliksir Życia. Szkoda, że już go nie mamy, mógłbyś długo cierpieć u nas w...
        W jego piersi utkwiły dwa noże. Padł na ziemię. Jego HP wynosiło 1/4.
        Teraz nie ma Blacky, ale jestem ja.
        Mój miecz umoczył się w świeżej krwi z serca Nemessisa.
                                                                 

                                                                       ~~*~~


        Doszedłem do Wielkiej Rzeki. Zapatrzyłem się w jej szybki nurt i ...napadły wspomnienia.
Pamiętam, że zabiłem Nemesisa i szukałem Clarisse. Przedzierałem się przez dżunglę. Drzewa, które zasłaniały mi drogę, wyrywałem z korzeniami. Nic nie stanie mi na drodze do ukochanej. Muszę ją zobaczyć, Inaczej moje serce pęknie z tęsknoty. Wyszedłem na plażę. Piękny, biały piasek pokrywał ją w całości. Gdzieniegdzie leżały porozrzucani muszle ślimaków, w jednym miejscu krab szedł bokiem. Na mój widok schował się w skorupce. Spojrzałem w stronę światła.Zobaczyłem cień osoby, która jest mi tak bliska. Teraz wiem, że to była tylko udawana szczerość. Szczerość, która zgubiła wielu ludzi. Rzuciłem miecz.Utknął pionowo w piachu. Podszedłem do niej i przytuliłem się z tyłu.
- Phi...widzę, że poradziłeś sobie sam...-głos, którego pragnąłem.
Odpowiedziałem coś, a ona odeszła. Ja bym zachował się inaczej...
         Przerwa w wizji, teraz ukazywały się tylko skrawki wspomnień.
Rozmowa.
Połów ryb.
Spotkanie z Nadeem.
 Opuszczenie przez Blacky.
          Upadłem na ziemię. Głowa bolała mnie od nawału wspomnień. Ale czułem,ze coś zmieniło się we mnie w środku. Już nie będę rozpaczać. Stało się, to trudno. W życiu są chwile lepsze i gorsze, Ja miałem teraz jeden z tych gorszych. Ale trzeba się podnieść. Trzeba żyć. Nie można się poddawać.

Znikąd nie spodziewałem się już ratunku i chciałem umrzeć. A jednak działo się coś dziwnego, ilekroć nawiedzało mnie to pragnienie, natychmiast myślałem o niebezpieczeństwie. Myśl ta dodawała mi sił do dalszej walki.

     Życie jest po to, żeby je przeżyć godnie.
     Trzeba przestać rozpaczać.
     Trzeba być twardym.


                                                                                                                              Walter


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz