Jiablimg. Piętro 11. Godzina 13:20.
Wczoraj załatwiłam bossa. Level niestety wciąż ten sam. Itemy również nie były zbyt urodzajne. Nadal walczę sama. Już od.. nawet nie wiem ile minęło od początku Faith'a. Miesiąc.. może dwa.
Jiablimg - cudowne, magiczne miasto. Latają tu balony ze skrzydłami! Budynki są artystycznie ozdobione, a ludzie niesamowicie uprzejmi. Uwielbiam tu przebywać.
Idę kolorową ulicą wśród roześmianych ludzi. Mimo tak wesołego środowiska i pięknego otoczenia, nie jestem szczęśliwa. Czuję się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Jest tak wielu graczy, z którymi mogłabym założyć drużynę, ale myślę, że nie potrafiłabym z nimi współpracować. Myślę, że on byłby wyjątkiem. Dlaczego akurat on??! Przecież w tym świecie jest tysiące innych graczy! Zaraz, zaraz... tysiące? Przecież była nas tylko dwudziestka..
PIIIIIIII!!!!!!!!!
Głowę przeszył mi niesamowity pisk i nastąpiła cisza. Usłyszałam jego głos..Rushvizera.
Brawo, Yumi! Jesteś pierwszą osobą z waszej dwudziestki, która zorientowała się, że jest więcej graczy. No cóż, jakby ci to powiedzieć. Stworzyłem na ziemi symulatory, które przenoszą to świata Faith. Naiwni ludzie myśleli, że znajdą się po prostu w grze i to będzie fajna zabawa! Lecz zorientowali się w końcu, że to nie jest tylko gra.. Spostrzegli brak przycisku do wylogowania i teraz są w takim samym potrzasku co wy. Dlatego teraz macie więcej wrogów, ale także sprzymierzeńców. Wśród nich jest nawet twój brat! Mam nadzieję, że będziecie się razem fajnie bawić!
Ból minął. Znów słyszałam głosy przechodniów. Czułam się sparaliżowana. Nie mogłam nic wykrztusić. Dosłownie mnie zatkało.
" JAK ON MÓGŁ??!! UWIĘZIĆ TAK MNÓSTWO LUDZI W TYM OKROPNYM ŚWIECIE???!!! On naprawdę jest psychiczny!!! I jeszcze Kei.. Mam nadzieję, że wciąż. żyje" rozmyślałam nad tą całą sytuacją.
Wyrwałam się do biegu. Z oczu lały mi się łzy. Nie widziałam dokąd biegnę. Przed oczami miałam tylko rozmazaną maź, a w uszach nadal dudniły mi słowa Runshvizera. Nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka. Siła z jaką na niego natarłam powaliła go na ziemię, a na moje nieszczęście ja potknęłam się o niego i upadłam prosto na jego ciało.
Otarłam pospiesznie łzy, aby móc zobaczyć chłopaka.
- To już chyba jakaś klątwa. - powiedziałam, patrząc na twarz Dandrossa.
- Bez przesady. - odpowiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.
Podniosłam się szybko na nogi.
- No i co się szczerzysz?? - powiedziałam kąśliwie.
Brunet wstał z drogi i nadal się śmiał. W końcu i mnie rozbroiła ta cała sytuacja i razem zaczęliśmy się śmiać. Niestety mój śmiech na powrót przerodził się w płacz. Aarona trochę to zdezorientowało i zasmuciło.
- Co jest, Yan? - zapytał i podszedł do mnie bliżej. Chwycił mnie za ramiona, pewnie chciał mnie przytulić, ale bał się, że to będzie zły ruch. Ja o to nie dbałam i rzuciłam się mu na szyję. Zaczęłam szlochać mu w ramię.
- Ja-ak to-o mogło si-ię zdarzyć?! - krzyczałam ukrywając twarz w kurtce Dandrossa.
- Yan! Co?! - zapytał już na serio zmartwiony Aaron.
Spojrzałam mu w oczy.
- Runshvizer stworzył na Ziemi takie same symulatory, w których się znajdujemy.. I...i.. do jednego z nich.. wszedł.. mój brat! Kei! On jest przecież jeszcze taki mały!!! - kolejny strumień łez wylał się z moich oczu.
Aaron przytulił mnie mocniej i powiedział:
- Znajdziemy go. Nic mu nie jest, na pewno. Z pewnością ktoś go znalazł i się nim zajął. Popytamy ludzi. Ktoś musi coś wiedzieć o jakimś sierocińcu, czy coś w tym stylu. - pocieszał mnie. Ale to nie było jakieś tam gadanie.. Słyszałam w jego głosie stanowczość i szczerość.
- Tak.. masz rację.. - wyszeptałam przez łzy.
Po pary chwilach puściłam Dandrossa.
- Już okey? - zapytał z zatroskaną miną.
- Tak, dzięki. - powiedziałam z wdzięcznym uśmiechem.
- UUaaaaooo.. - ziewnął brunet. - Sorki. Nie ma za co! Wiedz, że zawsze masz we mnie pocieszyciela. Hah!
- Taa jasne. - zażartowałam. Całkiem dobrze czułam się w jego towarzystwie. - Ciemno już, przydałoby się gdzieś przespać. Idziemy do hotelu?
- Nie musimy. Mam tu mieszkanie. - powiedział z olśniewającym uśmiechem.
- Serio?? To super! To miasto jest super, ale zawsze myślałam, że jest tu trochę za głośno. - stwierdziłam, kiedy szliśmy zatłoczoną drogą.
- Tak tylko się wydaje! Przynajmniej jest zabawnie! - zawołał Aaron, gdy przepychaliśmy się przez roztańczoną i rozśpiewaną grupkę ludzi.
Nagle jeden z tańczących panów pociągnął mnie za rękę i zaczął ze mną tańczyć. Natomiast Aarona wyrwała jakaś starsza kobieta. Oboje zaczęliśmy bawić się jak jacyś wariaci. Zapomnieliśmy o wszystkim.
W pewnym momencie mężczyzna i kobieta wypuścili nas tak, że Aaron i ja wpadliśmy na siebie. Najpierw trochę mnie to zdezorientowało, ale wesoła muzyka doprowadzała każdego do szaleństwa. Zaczęliśmy razem tańczyć i śpiewać z innymi. W końcu byliśmy już naprawdę zmęczeni.
- Grazie a tutti voi!! - zawołał Aaron po włosku. Z tego co wiem oznaczało to "Dziękujemy wszystkim!".
- Niente! - odpowiedział jeden z włochów, co znaczyło "Nie ma za co!"
- Siete una bella coppia!* - zawołała zadowolona kobieta cała obwieszona kolorowymi wisiorami. Niestety nie byłam aż tak dobra z włoskiego i nie zrozumiałam o co chodziło.
- Grazie! Addio!! - pożegnał się Aaron i poszliśmy dalej. "Addio!" oznaczało "Do widzenia!".
Było już naprawdę późno i ciemne niebo zdobiły błyszczące gwiazdki.
- O co chodziło tamtej kobiecie? - zapytałam zamyślona.
- Nic nie ważne.. - odpowiedział zadowolony chłopak.
Już się nie odzywaliśmy. W końcu doszliśmy do małej, przytulnej kamieniczki.
- Zapraszam. - powiedział Aaron, kiedy weszliśmy po marmurowych schodach na drugie piętro, i otworzył drzwi.
Weszłam do dużego przestronnego apartamentu. Salon był połączony z kuchnią. Wszystko były urządzone w stylu nowoczesnym. Podłogi były w ciemnych odcieniach i z płytek. Ściany zaś pomalowano na różne jasne kolory tęczy. Wszystko oświetlały białe, nowoczesne lampy.
- Uaaau!! Extra! - zawołałam i rzuciłam się na wygodną, skórzaną sofę.
- Może się przebierzesz. - powiedział Aaron i wybrał z menu postaci strój codzienny.
- Co? A.. tak.. - zgodziłam się i wstałam z sofy.
Rozwinęłam swoje menu postaci i wybrałam z listy ubrań różowy top, jeansowe rurki i szare trampki.
- Zjesz coś? - zapytał Aaron z kuchni.
- Najpierw wolałbym się odświeżyć. - odpowiedziałam. - Gdzie jest łazienka?
- Korytarzem prosto i ostatnie drzwi na lewo. - poinstruował mnie wyglądając zza drzwi.
- OK, dzięki. - powiedziałam i poszłam wskazaną drogą.
Weszłam do pięknej, jasnej łazienki. Kafelki były koloru błękitnego. Pod ścianą stały dwa białe zlewy, a pod ogromnym ściemnianym oknem znajdowała się duża wanna. Nalałam do niej gorącej wody i dolałam różowego płynu do kąpieli.
Zdjęłam ubrania i zanurkowałam w wodzie.
"Życie to, to o co walczymy, hę? Ja jeszcze teraz muszę walczyć o brata.. Tego jest za dużo.. Nie wyrabiam.." użalałam się nad sobą w myślach.
Evelinee
********************************************************
*Siete una bella coppia! - Jesteście piękną parą!
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Nie było w nim zbyt dużo akcji. On był raczej taki na "Ochy i achy!" jak to kiedyś określiła Alexa na swoim blogu :D
Dzięki za przeczytanie i zapraszam do lookania kolejnych rozdziałów!! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz