Jasne promienie słońca przesiąkały przez cienki materiał firanki i padały na moją twarz. Obudziłam się. Brakuje mi czegoś. Nie mam pojęcia co to jest.
Lekko zdziwiona wstałam z wielkiego łóżka. Spałam w dość dużej sypialni, którą Aaron dla mnie przygotował. Była dobrze oświetlona przez ogromne okno na przedniej ścianie. Widać było przez nie piękny krajobraz. Zielone łąki z kolorowymi zwierzętami i kwiatami, a na samym dole zbocza piaszczyste wybrzeże błękitnego morza.
Ściany w sypialni były żółte, z resztą w tym kolorze był zaprojektowany pokój. Jedynymi wyróżniającymi się w jasnej kompozycji elementami, były ciemne meble z mahoniu. Ogromne łóżko stało naprzeciw okna, obok którego ustawiono toaletkę i komodę. Przy kolejnej ścianie znajdowały się drzwi do łazienki i na korytarz.
Przeciągnęłam się i weszłam do toalety. W lustrze zobaczyłam Yansorę. Patrzyły na mnie jej błyszczące, fioletowe oczy. Zauważyłam w nich strach. Zdenerwowało mnie to. Zamknęłam oczy.
" Nie mogę się bać! Muszę być odważna! Dla Kei'a! Dla jedynego człowieka zachowanego w pamięci z poprzedniego życia. Mojego brata. " zmotywowałam się w myślach i znów spojrzałam w swoje odbicie. Teraz zobaczyłam w nim pewną siebie, zdeterminowaną szesnastolatkę.
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w codzienne ciuchy i uczesałam włosy w długiego warkocza. Wyszłam z pokoju. Na korytarzu panowała ponura atmosfera i pustka, tak jak w całym mieszkaniu. Czuję się jakoś dziwnie samotna. Dla bezpieczeństwa rozwinęłam swoje menu postaci i z listy w plecaku wybrałam pas z krótkimi mieczami. Momentalnie znalazł się na moich biodrach. Wzięłam jeden z noży do ręki.
Ruszyłam przed siebie. Zaglądam do pierwszego pokoju po prawej. Pusto. Kolejna sypialnia. Znów pusto. Łazienka. Pusto. Jedyne co mnie zainteresowało to odkręcony kran i pełna wanna wody. Podeszłam do niej i zakręciłam zawór. Nagle woda zaczęła zmieniać się w krew. Przerażona odsunęłam się na kilka kroków. Z wanny wynurzył się wielki, czerwony potwór. Od razu uciekłam z pomieszczenia i zamknęłam drzwi na klucz. Wiem, że długo go to nie zatrzyma, ale chociaż zdążę się przygotować.
Rozwinęłam menu postaci. Zakładam moją zbroję i pas z mieczem. Dodatkowo zakładam jeszcze Pierścień Wojownika, który gwarantował doładowanie HP, trzy razy w sytuacji krytycznej (strefa czerwona).
Stanęłam po środku korytarza i czekam. Po paru sekundach drewniane drzwi stają w płomieniach i kiedy ich wytrzymałość się kończy, po prostu znikają. Z łazienki wypełza powoli ogromny, czerwony jaszczur. Kiedy jego spojrzenie pada na mnie, oczy wykręcają mi się do tyłu.
Widzę grupę roześmianych przyjaciół. Idą przez jakąś łąkę. Pewnie na exp. Nie, to nie to. Słyszę myśli... tego jaszczura. Tak to jego myśli. Tyle, że on jest tutaj młodym, przystojnym chłopakiem. Myśli o tym.. o tym miejscu, gdzie idą. Pomieszczeniu z bossem.
Po chwili sytuacja się zmienia i są już całą grupą w mrocznej jaskini. Z ciemnego tunelu wyłania się dwupiętrowy, niebieski byk z czterema rękami, w których trzyma ogromne topory. Z tyłu głośno zamykają się ogromne wrota. Spod ścian wychodzą krwisto-czerwone potwory, wyglądające jak przerośnięte wiewiórki, pomieszane z krokodylami. Wyglądały okropnie. Zaczęły atakować. Ogromny boss patrzył na to wszystko z góry i nic nie robił. Właściciel tych wspomnień zakradł się od tyłu do bossa, zostawiając swoich przyjaciół samych z ohydnymi Wiedylami (tak je sobie nazwę). Słabo sobie radzili, ale on na to nie zważał. Sądził, że szybko rozprawi się z bossem i im pomoże. Wcześniej dużo o nim czytał. Właściwie wie o nim wszystko. Zaatakował z tyłu uderzając w tzw. "czuły punkt" potwora. Boss ryknął głośno i zaczął wymachiwać swoimi toporami. Zabił kilka swoich potworów, ale też.. jedną z przyjaciółek chłopaka. Ale on nie zauważył tego od razu i zadał kolejny cios, co spowodowało jeszcze większą furię u bossa i walnął toporem w ścianę. Jaskinia trochę się zatrzęsła i z sufitu spadł ogromny stalaktyt i przebił kolejnego przyjaciela. To chłopak już zauważył i z przerażeniem patrzył jak znika ciało jego przyjaciela. Ogarnięty furią i chęcią pomszczenia dwóch przyjaciół, zaatakował bossa. Wtedy zobaczyłam w jego głowie siebie. Wyglądało to jakby on zobaczył, że to ja steruję tym bossem! Przeraziło mnie to, ale i zdenerwowało. Poczułam, że właściciel wspomnień opiera się, żebym patrzyła co było dalej. Spełniam jego prośbę.
Moje oczy wróciły na miejsce. Jestem okropnie przerażona i zdziwiona.
Widzę przed sobą jeszcze bardziej rozwścieczonego jaszczura. Potwór zaczyna atak. Wielkie, gorący strumień ognia leci prosto w moją stronę. Szybko wyciągam miecz i blokuję atak.
- To nie ja! Przysięgam! - krzyczałam odpierając kolejne pociski. - Jestem taka sama jak inni! Nigdy nie zabiłabym innego gracza! NIGDY!! PRZYSIĘGAM!
Jaszczur uspokoił się. Chyba mi uwierzył. Tak, uwierzył. Zmienił się z powrotem z swoją postać.
Był wysokim blondynem o błękitnych oczach. Ubrany był w czarną, skórzana kurtkę i ciemne jeansy. Nie miał zaś żadnej broni, co mnie trochę zdziwiło.
- Dziwne, że wzięłaś mnie na poważnie.. - powiedział niskim, męskim głosem. - Sądziłem, że tak doświadczony gracz wie co to jest "bezpieczna strefa".
- Niestety jeszcze o tym nie słyszałam. - odpowiedziałam lekko urażona. - A.. czy powiesz mi co to takiego?
- Naturalnie. - powiedział i pewnym krokiem ruszył w moją stronę. Trochę mnie to zdezorientowało, ale na szczęście chłopak wyminął mnie i usiadł wygodnie na skórzanej sofie.
Już chciałam usiąść na fotelu naprzeciwko niego, lecz kiedy przekroczyłam próg salonu, zobaczyłam wizję.
- Mam nadzieję, że będzie ci wygodnie. - powiedział Aaron.
- Na pewno, dzięki. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Teraz widziałam jak Aaron idzie korytarzem do swojej kuchni, żeby pogasić światła. Wchodzi do salonu. Nagle z tyłu ktoś go łapie i przytyka do ust i nosa chusteczkę. Najpewniej była nasączona środkiem usypiającym, ponieważ Dandross od razu padł na kolana. Był nieprzytomny. Ubrany w czarne ciuchy i z zasłoniętą twarzą, osobnik wyciągnął swoją ofiarę z mieszkania i teleportował się, zabierając ze sobą ciało Dandrossa.
Ocknęłam się na fotelu. Kucał przy mnie blondyn, który jeszcze przed chwilą chciał mnie zabić. Teraz wyglądał na zmartwionego.
- Jak się czujesz? - zapytał troskliwym tonem.
- W ogóle mnie nie znasz, a tam się o mnie martwisz. - powiedziałam żartobliwie, prostując się w fotelu. - Nic mi nie jest. A tak w ogóle to jak się nazywasz??
- Po prostu Theo. - rzekł obnażając w uśmiechu piękne, białe zęby.
- Spoko. Ja jestem Yansora. - powiedziałam trochę speszona.
- Tak wiem. - rzekł przyglądając mi się uważnie. Jeszcze bardziej mnie to zdezorientowało.
Wstałam szybko z fotela, przypominając sobie o Aaronie i o.. Kei'u. Gdzie on może być..
- O czym tak myślisz? - zapytał zaciekawiony Theo podchodząc do mnie.
- Nie ważne.. - odpowiedziałam odganiając swoje myśli. - Pamiętasz? Miałeś mi opowiedzieć o "bezpiecznej strefie".
- Ach tak.. Więc kiedy jesteś w "bezpiecznej strefie:, czyli najczęściej w jakimś mieście, ale nie zawsze, nikt nie może cię zabić. Tutaj swoją wytrzymałość tracą jedynie przedmioty. Twój pasek HP nigdy nie zejdzie do zera, ciągle będzie zielony. - wyjaśnił Theo.
- Wow.. To super.. Dobrze wiedzieć, dzięki. - powiedziałam zaciekawiona.
- Nie ma za co. - rzekł z uśmiechem Theo.
- A jeszcze.. Jeśli chodzi o.. o tą całą sytuację,, którą zobaczyłam w twojej głowie.. Ja nie mam pojęcia jak to możliwe, że wtedy tam mnie zobaczyłeś.. To.. to naprawdę nie byłam ja.. To on Runshvizer musiał coś ci namieszać w głowie.. Nie ma innego wytłumaczenia.. - mówiłam zmartwiona.
- Przestań się tłumaczyć. Przecież wiem, że to nie twoja wina. - powiedział wyrozumiale blondyn, patrząc gdzieś przed siebie w zamyśleniu.
- Przykro mi z powodu twoich przyjaciół. - rzekłam smutno i położyłam rękę na ramieniu Theo.
- Nie potrzebnie. - odpowiedział łamiącym się głosem. - Możemy o tym nie rozmawiać. - zdawało się, że z jego oczy polecą zaraz łzy.
- Jasne, przepraszam. - powiedziałam ze skruchą.
- Nie ważne. - rzekł obojętnie chłopak i wyszedł z mieszkania.
" Nie wiadomo co chce zrobić. Lepiej za nim pójdę. " pomyślałam i wybiegłam za Theo.
Dogoniłam go na ulicy.
- Gdzie idziesz? - zapytałam od razu.
- Na expa. - odpowiedział zdenerwowanym głosem. - Chcę zostać sam.
- Nie mogę cię zostawić w takim stanie!
- Po prostu odejdź nie przejmuj się takim wyrzutkiem jak ja. Nikomu już nie jestem potrzebny.
- To nie prawda!! Nie wmawiaj sobie takich rzeczy. - byłam już wkurzona, od tego jego ględzenia, że jest bezsensowny.
- Nie zostawię cię i już! Stwórzmy drużynę! - powiedziałam zdecydowana.
Chłopak zatrzymał się.
- Drużynę? Po co? - pytał jakby był jakiś niedorozwinięty i nie wiedział po co się robi drużyny.
- Żeby razem polować i expić? - wyjaśniłam jak jakiemuś małemu dziecku.
Theo od razu ruszył przed siebie i nawet się nie odezwał. Ech... Co jest z nim nie tak??
Oczywiście poszłam za nim.
- Nie potrzebuję litości. - powiedział z zaciętą miną. - A poza tym jestem w gildii*.
- Gildia?? W takim razie.. mogłabym do was dołączyć?? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- A coś ty się tak mnie uczepiła, jak rzep psiego ogona??
- Przydam się wam! - rzekłam zdecydowanie.
- Nie mogę sam o tym decydować. Musisz poznać najpierw resztę i wtedy się zastanowimy. - oznajmił Theo. Na jego twarzy zauważyłam nikły uśmiech. Ja również poweselałam, szczególnie z tego powodu, że poprawiłam mu humor.
- W takim razie, dokąd idziemy? - zapytałam swojego towarzysza.
- Na 9 piętro. Do Frentiss.
Evelinee
***********************************************
*Gildia- większa grupa graczy, walcząca razem z bossami i dzieląca się łupami,
lecz nie zawsze. Często żyją ze sobą jak w rodzinie ;P
Dzięki za uwagę :)))
Zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów i proszę o szczere komentarze :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz