niedziela, 28 października 2012

D. 15. Nowe życie.

      Obudziłem się w białym pomieszczeniu. Byłem przykuty do stołu i podłączony do jakiejś czerwonej kroplówki.
 "Uzupełniają mi krew?" pomyślałem.
      Jednak o razu zorientowałem się, że to nie jest kolor krwi. Ta czerwień była neonowa, niezwykła..                                      
      - Aach!! -  jęknąłem, kiedy głowę przeszył mi niesamowity ból.

      Zrobiło się czarno. Przed oczami zaczęły mi przebiegać różne obrazy z mojego życia. Mojego..? Czy to na pewno ja? Nie wiem..

      Znów jestem z białym pokoju. Ogarnia mnie panika. Do głowy wpada co raz to więcej pytań typu: Kim jestem?, Skąd jestem?, Jak się tu znalazłem?.. Czuję się jakbym te 16 lat przebył w jakimś inkubatorze. Nie pamiętam nic. Dzieciństwo, szkoła, nic... Wszystko zniknęło. Jestem tylko "ja" teraz.. Pamiętałem jedynie Faith'a i moją postać.. Dziwneeeeee...
      Słyszę czyjś głos. Dopiero teraz zauważam, że nie jestem w tym pomieszczeniu sam. Z obu stron leżą dwaj inni chłopcy. Jeden mniej więcej w moim wieku, a drugi gdzieś 3 lata młodszy.
      Obudził się ten starszy. Był brunetem o zielonych oczach.
      Od razu rozejrzał się wokoło jakby kogoś szukał. Na jego twarzy pojawiło się zdenerwowanie i stres.
       - Nie ma tu tego kogo szukasz, hę? - zapytałem patrząc na swojego rówieśnika.
      Wyrwany z zamyślenia brunet był wyraźnie zaskoczony tym pytaniem.
       - Co..? Achh.. taa.. Coś w tym stylu.. - odpowiedział obojętnie. Nie był raczej takim typem jak ja. Był bardziej zamknięty w sobie.
       Spojrzałem na kroplówkę, która stała przy moim łóżku. A później na tę przy łóżku bruneta.
       Torebka, która była do niego podłączona miała kolor krzycząco-żółty. Chłopak zauważył mój wzrok.
       - Ciekawe co to nie? - zapytał, już innym tonem.
       - Tsaa.. To jest jakieś podejrzane. - powiedziałem zamyślony i spojrzałem na kroplówkę rudego chłopca.
       Ta miała kolor fioletowy.
       - Trochę jakby wlewali do nas jakieś moce. - podsunął brunet.
       Nie odpowiedziałem. Rzeczywiście tak to wyglądało. Dziwne..
       - A tak w ogóle to jestem Fondress, Aaron Fondress. - przywitał się z uśmiechem brunet.
       - Haha.. Ja jestem Drake Santiago. Miło mi. - odpowiedziałem.
       - Kim grałeś? - zapytał Aaron.
       - Dranhoss, 117 lvl. - odpowiedziałem. - A ty?
       - Dandross, 121 lvl. - odparł z dumą.
       - Wow! - zawołałem zaskoczony. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek cię poznam.
       W pewnej chwili obudził się nasz młodszy kolega. Spojrzał na nasze twarze. Widać było, że Aarona poznaje, ale mnie już nie.
        - Co tam, Lewis? - zapytał brunet ze spokojnym uśmiechem.
        - Trochę dziwnie się czuję. Kto to? - wkurzało mnie jak gadał o mnie w 3 os.
        - Jestem Drake Santiago. - przedstawiłem się sam uprzedzając Aarona.
        - Aha. - rzekł rudzielec i spojrzał w sufit.
        Zrobiło się trochę zimno. Dopiero teraz zauważyłem, że jestem ubrany w jakąś koszulę jak z psychiatryka.
 "Ale kicha...." pomyślałem.
        Witajcie, chłopcy! Wytrzymajcie jeszcze chwile. Zaraz stąd wyjdziecie i wtedy wszystko wam wyjaśnię. Dobranoc!
        Do pokoju weszła jakaś kobieta w białym fartuchu. Miała 3 strzykawki. Podeszła najpierw do Lewisa i  wstrzyknęła mu zawartość pierwszej. Najpewniej środek usypiający. Później była kolej na mnie.
        Poczułem małe ukucie w ręce, a później paraliż w całym ciele i zamknęły mi się oczy.


*-*-*-*-*


        Ocknąłem się w przestronnej, nowocześnie urządzonej sypialni. Jedna ze ścian była cała szklana. Widziałem przez nią niesamowity kosmos. 
        Wstałem z łóżka i podszedłem do wielkiego okna. Podziwiałem gwiazdy. Mniejsze i większe. W pewnej chwili zauważyłem gdzieś daleko małą błękitną planetę. Czy to właśnie tam zmierzamy?
         Spojrzałem na swoje ubranie. Byłem w tej samej psychiatrycznej koszuli. Zauważyłem w kącie pokoju duża szafę. Zajrzałem do niej. Wszystkie ciuchy były takie same, tylko w różnych rozmiarach. Wybrałem odpowiedni dla mnie. Podszedłem do drzwi niedaleko szafy i nacisnąłem guzik przy nich. 
         Moim oczom ukazała się ogromna łazienka. Płytki były koloru czereśni. W środku znajdowała się duża wanna, kabina prysznicowa, kibel, dwa zlewy i ogromne lustro. 
         Zdjąłem "pidżamę" i wszedłem pod prysznic. Nie zauważyłem żadnego kranu tylko masę guzików na ścianie. Kliknąłem kilka naraz i oblała mnie gorąca woda o zapachu cynamonu. Kiedy strumień wody ustał, wcisnąłem jeden guzik, który uznałem za szampon. Umyłem włosy i wyszedłem z kabiny.
         Ubrałem bokserki i ten dziwaczny kostium. Podszedłem do lustra i wziąłem szczoteczkę do zębów, która tam leżała, wyglądała na nieużywaną.. Wycisnąłem trochę pasty i wyszczotkowałem zęby. W pewnej chwili z  sufitu zjechała wielka suszarka i nasunęła się na moją głowę. Kiedy się podniosła moje włosy były suche, uczesane i ułożone.
         - Cool! - powiedziałem do siebie i wyszedłem z łazienki. 
         Wyjąłem z szafy jakieś adidasy i założyłem je. 
          Podszedłem do drzwi, które uznałem za wyjściowe i wcisnąłem guzik. Otworzyły się. Wyszedłem na duży korytarz na jego końcu ujrzałem jakiś nowoczesny stół, zapewne tam jest jadalnia. 

         Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiisss!!!

          - AAAA!! - krzyknąłem z bólu, kiedy pisk uderzył mnie w uszy. 
          Udałem, że nic się nie stało i wszedłem do jadalni. Na końcu długiego stołu zauważyłem zamyśloną Clarisse. Od razu ruszyłem w jej stronę.
           - Cześć, miło cię widzieć. - przywitałem się z blondynką zajmując miejsce obok niej.
           - Drake? Co ty tutaj robisz?! - zawołała zdziwiona dziewczyna, ale wesoła. 
           - Mógłbym zapytać o to samo. - powiedziałem z uśmiechem. - Wiesz może, która jest godzina?
           - Na Ziemi jest 12:32:14. - odpowiedziała szybko. Spojrzałem na nią zdziwiony. Ona również była zszokowana.
           - Okeeej. - odpowiedziałem uśmiechając się.
           Oparłem ręce o stół i chciałem zacząć się bujać na krześle, ale odepchnąłem stół na kilka metrów. Spojrzałem zaszokowany na to co zrobiłem. Naszczęście Clarisse szybko zareagowała i podwinęła nogi na krzesło, tak, że nic się jej nie stało. 
           - Sorry.. - rzekłem do dziewczyny.
           - Coś dziwnego się z nami dzieje. - powiedziała przerażona Clarisse.
           Dziwnego.. To za mało powiedziane. Aaron miał rację co do tych kroplówek. Wlali w nas moce.

                                                                                                     Evelinee
     
     

C. 14. Zielone badziewie.




Wiruję.
Pamiętam tylo tyle, że zakrztusiłam się tym cholerstwem.
Nie mogłam oddychać..

BUM

- Aaaaauuaaa... - bąknęłam z wyrzutem do siebie, gdy wylądowałam na zimnej podłodze.
Podniosłam się.
Od razu rozpoznałam pokój, w którym się znajdowałam. - to był mój dom we Francji.
Uśmiechnęłam się.
" Możewróciłam do domu? " - pomyślałam.
Nagle zobaczyłam siebie. Ale byłam jakaś mała...Moje złociste włosy były jak zawsze rozpuszczone, a brązowe oczy uśmiechały się szczerze.
Odwróciłam głowę i ujrzałam padający śnieg za oknem.
- Kochanie! Mikołaj chyba przyszedł!! - krzyknął kobiecy głos.
" Mama? " - pomyślałam i już wiedziałam, że to nadal gra.
Odwróciłam się jednak, bo straszliwie chciałam ją jeszcze raz zobaczyć...
Wyglądała przepięknie, jak zwykle...
Jej długie, piękne, złociste włosy, opadały kaskadami aż do pasa.
Na twarzy miała swój cudowny uśmiech...
Chociaż minęło dużo czasu, ja nadal pamiętałam każdy szczegół jej twarzy...
- Chyba czas na prezenty... - powiedziała swoim melodyjnym tonem, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Taaaak!!! - krzyknęła mała ja i rzuciła się mamie na ręce.
Do pokoju wszedł ojciec.
Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy...
Nie przepadałam za nim...Wiem, że to okropne, ale po co mam kłamać?? Przestał się mną interesować, gdy mama umarła..Byłam dla niego niczym..
- Tak, zgadzam się - czas na prezenty dla księżniczki! - powiedział wesoło, przytulając mnie i mamę. Nie mogłam spuścić z niej wzroku..zawsze była dla mnie wzorem.
Nagle przeszywający krzyk.
I płacz.
Scena się zmieniła..
Teraz widziałam siebie, gdy byłam już starsza...Siedziałam w koncie i darłam się w niebogłosy.
Zapamiętałam to...
To moje najgorsze wspomnienie...
Płakałam, bo wtedy właśnie mama zmarła..ktoś napadł na nasz dom - chciał zwyczajnie ukraść kosztowności. Mama zaczęła krzyczeć i kazała schować mi się do szafy...Później zapamiętałam tylko strzał. Morderca uciekł, przerażony.
Czasami obwiniałam się, że mogłam jej wtedy pomóc - nie siedzieć bezczynnie w tej głupiej szafie!!
Ale stchórzyłam.
Od tamtej pory nie boję się już nawet śmierci.
Scena znów się zmieniła.
Teraz widziałam ojca. - Szukał mnie.
- Tato, no nie mów, że znów mnie nie widzisz... - bąknęłam.
Nie przeraża cię to?
- Kto tu jest? - odezwałam się, chociaż wiedziałam, że to pewnie ten psychol..
Twój ojciec nie może cię znaleźć...Jesteś sama..
- Jakoś mnie to nie przeraża. Wiem, że jestem sama. - powiedziałam. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że się boję...
  Nagle coś trafiło mnie w plecy... Wrzasnęłam
Jesteś sama! Twoja matka nie żyje! A ojciec umrze, jeśli nie pójdziesz ze mną...Clarisse
Moje ciało przeszedł dreszcz. Znieruchomiałam. Nie mogłam się ruszać...
  Otworzyłam oczy.
  Obudziłam się w jakimś jasnym pomieszczeniu.
 Chciałam się podnieść, uciekać, ale szybko zauważłyłam, że jestem przywiązana do łóżka. Zaczęłam się rozglądać. Obok mnie, na takim samym łóżku leżała jakaś dziewczyna. Miała długie, czarne włosy.
Już chciałam zapytać się jej, co się dzieje, ale nagle zauważyłam, że do mojej kroplówki wlewa się jakiś jaskrawo-zielony płyn. Krzyknęłam.
 Chciałam jak najszybciej odczepić to cholerstwo, ale nie mogłam ruszyć rękami.
- Daj spokój, to nic nie da...już próbowałam... - powiedziała szatynka z rezygnacją, gapiąc się w sufit.
- Ehhh... - bąknęłam. - Jak się nazywasz? Ja jestem Clarisse Sharp. - powiedziałam grzecznie do " współwięźnia "
- O, cześć, ja jestem Yumi Chang. - odparła dziewczyna z uśmiechem. - Jak się nazywasz w grze? - zapytała po chwili.
- Black Panther, a ty? - zapytałam, spoglądjąc na Yumi, która wytrzeszczyła oczy.
- Black Panther??!! O rety! Ja jestem Yansora!! - krzyknęła wesoło.
- Naprawdę?! Cześć!  - przywitałam się z moją przyjaciółką z gry. - Ej, ciekawe, co w nas wlewają, nie?
- Hmm...tak, rzeczywiście..może..
Yumi nie zdążyła dokończyć, bo do pokoju weszła jakaś kobieta w okropnym, białym fartuchu i wstrzyknęła coś w jej kroplówkę. Yumi pisnęła.
  Patrzyłam z przerażeniem, jak jej oczy wytrzeszczają się, a później gwałtownie zamykają.
  Niebawem ze mną stało się to samo...
Poczułam straszny paraliż. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje...W jednej chwili, nie pamiętałam już mojego dzieciństwa...Zapomniałam, jak nazywała się moja mama...Zapomniałam, skąd pochodzę...
Zaczęłam krzyczeć, gdy kolejne moje wspomnienia lądowały w " koszu ".
  Obudziłam się.
  Gwałtownie wzięłam łyk powietrza.
  Pamiętam teraz tylko, że jestem Clarisse - Black Panther. Pamiętam Drake'a. Pamiętam, że kocham Faith...
  Wstałam z łóżka.
  Z uśmiechem stwierdziłam, że nie jestem już skrępowana sznurem.
  Od razu skierowałam się do łazienki. - tak, myślę, że to łazienka, bo drzwi są uchylone, a za nimi widać turkusowe kafelki.
 Pomieszczenie jest duże i wszechstronne. Na samym środku stoi duża, biała wanna, a nad nią okno. Okno, za którym widać piękne gwiazdy...Nie czekając na nic, wzięłam długą kąpiel. Umyłam moje blond włosy, które wprost uwielbiałam. Oczywiście zaraz potem się poskręcały.
Wychodząc, okryłam się kremowym ręcznikiem i zajrzałam do szafy.
Zebrało mi się na wymioty... - WSZYSTKIE CIUCHY BYŁY BIAŁE I TAKIE SAME!!!
- Ochyyydaaa... - jęknęłam, ale w co mam się ubrać? Wzięłam pasujący strój, przebrałam się i wyszłam z pokoju. Spacerowałam długim, białym korytarzem, cały czas rozmyślając CO JA TU ROBIĘ??!!
  W pewnym momencie, moim oczom ukazało się coś w rodzaju stołówki.
  Zobaczyłam, że nie jestem tu sama...
  Przy niektórych stołach siedziały już przerażone dzieci.
  Usiadłam przy wolnym stoliku. Nie miałam ochoty jeść... Zastanawiałam się, gdzie jedziemy...
" Może na jakąś inną planetę? "
Moje rozmyślania przerwał siadający przy mnie Drake.
 - Cześć, miło cię widzieć. - przywitał się ze mną, uśmiechając się .
 - Drake? Co ty tutaj robisz?! - zawołałam zdziwiona.
 - Mógłbym zapytać o to samo. - powiedział z uśmiechem.
 - Wiesz może, która jest godzina?
 - Na Ziemi jest 12:32:14. - odpowiedziałam szybko.  Drake spojrzałem na mnie zdziwiony. Ja również byłam zszokowana.
 - Okeeej. - odpowiedział i zaczął bujać się na krześle, ale gdy dotknął stołu nogą, ten przeleciał kilka metrów dosłownie w powietrzu! Szczęka mi opadła...
- Sorry.. - powiedział do mnie, również zdziwiony.
- Coś dziwnego się z nami dzieje. - powiedziałam przerażona.

                                                                                                                 AAlexa

sobota, 27 października 2012

Y. 13. "Gwiazdy. Jak dotąd nie widziałam nic poza nimi."

       Kosmos. Gwiazdy. Właściwie tylko one. Jak dotąd nie widziałam nic poza nimi.
       Lewis siedzi pod ścianą i gra na iPhonie. Dobija mnie ten koleś. Jest mega nieogarnięty. Ale dobra nie znamy się więc jak to mówią : "Nie oceniaj książki po okładce".. czy jakoś tak..
       - Jak długo będziemy tutaj siedzieć bezczynnie?? - zapytał głupio rudzielec.
       Face palm...
       - Skąd niby mamy wiedzieć?! Ogarnij się dzieciaku!! - krzyknęłam na Lewisa.
       - Ok,ok wyluzuj.. - powiedział nawet na mnie nie patrząc. Dziwak..
       Usiadłam pod ścianą tak jak moi "współlokatorzy".
       Nagle rozległ się piskliwy, przeszywający dźwięk. Od razu zerwaliśmy się na nogi. Pisk ciągle dobiegał z innego miejsca. Stanęliśmy po środku pomieszczenia i podążaliśmy wzrokiem za miejsce wydobywania się dźwięku.
       Nagle z każdej ze ścian wyciągnęły się wielkie szczypce z strzykawkami. Jedna z nich podążyła w moją stronę. Z całej siły kopnęłam ją tak, że się rozbiła.
       - Och.. - usłyszałam cichy jęk za plecami. To Aaron. Podstawił rękę, aby strzykawka nie wbiła się w moje ciało.
       Spojrzałam na niego, chciałam mu podziękować, ale on upadł na podłogę. Zemdlał.
       Chciałam do niego podbiec, kiedy poczułam jak jedna ze strzykawek wbija mi się w plecy. Przeszywa mnie mocny prąd, który paraliżuje całe ciało. W głowie czuje taki ból jakby ktoś rozbił na niej gliniany dzban. Powoli zamykają mi się oczy. Do uszu wlewa mi się głośny pisk małej dziewczynki.
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
        Dobiega do mnie z każdej strony. Rozpoznaję ten głos. To ja....


*-*-*-*-*


        - Yumi, kochanie zejdź na dół! - słyszę głos mojej mamy z kuchni. Od razu tam biegnę.
        - Mamo! Cześć! To ja! Mamo! Mamo!!? - krzyczałam, ale ona najwyraźniej mnie nie słyszała.
        - Już idę mamusiu! - usłyszałam mój dziecięcy głos.
        Dopiero teraz zauważyłam tort na stole. Pamiętam ten dzień. Moje 5 urodziny. Zobaczyłam małą siebie wchodzącą do kuchni. 
        - Sto lat! Sto lat!! Niech żyje, żyje nam!! - śpiewali wesoło moi rodzice. 
        Moja mała wersja rozpromieniała na twarzy. Ja również mimowolnie uśmiechnęłam się na to wspomnienie. 
        - Zdmuchnij świeczki, kotku.- powiedział mój tato.
        AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
        Znów ten krzyk. 
        Z mojego wesołego wspomnienia przenoszę się do innego. Gorszego. Zobaczyłam siebie w wielkim pożarze. Stałam obok małej mnie. Miałam tu ok. 7 lat.
        Krzyczałam przeraźliwie. Nienawidziłam ognia najbardziej ze wszystkiego. Ogień otaczał mnie zewsząd. Nawet będąc tu jako odwiedzająca okropnie się go bałam. 
        Nagle mała ja zniknęła. Zostałam sama. Ogień grzał teraz jak wtedy kiedy miałam 7 lat. Parzył mnie.
      Chodź ze mną Yumi. Jeśli będziesz ze mną nic ci się nie stanie. Daj mi jedynie zawładnąć tobą, a nic ci nie będzie. Nikt cię nie skrzywdzi.
        -Tylko mnie?
      Twoim bliskim również.. Chodź.
        - Obiecaj!
      Jeśli ci to pomoże.. Obiecuję.
      Chodźmy..
          


*-*-*-*-*


         Ocknęłam się cała obolała. W oczy raziło mnie jasne światło. Tutaj było o wiele jaśniej niż w tamtym małym pomieszczeniu.
         Spróbowałam się podnieść, ale utrudniły mi to stalowe klamry, którymi byłam przykuta do jakiegoś metalowego stołu. Rozejrzałam się tylko trochę. Zauważyłam, że obok mnie leżała na takim samym stole ok. 14-letnia blondynka. Nadal była nieprzytomna.
         Znajdowałyśmy się w niedużym pomieszczeniu bez okien. Jedynie na suficie były zapalone dwie podłużne lampy, które raziły mnie w oczy.
         Usłyszałam, gdzieś za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili zobaczyłam młodą kobietę, która przyniosła jakiś niebieski płyn w torebce i podłączyła go do kroplówki.
         - Co to takiego?? - zapytałam spanikowana, kiedy płyn zaczął spływać rurką do moich żył.
         Kobieta nie odpowiedziała. Widać nie została do tego upoważniona.
         Zaczęłam się wiercić, aby w jakiś sposób zapobiec dopływaniu płynu. Przekręcałam się i krzyczałam. W pewnej chwili w suficie zrobiła się mała kwadratowa dziurka, z której wysunęły się te same szczypce ze strzykawką co poprzednio. Powoli zaczęły się do mnie zbliżać.
         - AAAA!!! NIEEE!!! - krzyczałam, ale było za późno. Metalowa igła wbiła się w mój brzuch.
         W ostatniej chwili zauważyłam tylko jak ta sama kobieta podłącza do mojej sąsiadki taką samą torebkę co mi, tyle że z przeraźliwie zielonym płynem. W tej samej chwili dziewczyna budzi się rozkojarzona.

                                                                                            Evelinee

piątek, 26 października 2012

D. 12. "Nie oddycham.. Zasypiam..."

      - Dobra, odsuń się. Mam nadzieję, że tu też jest jakiś przełącznik. - powiedziałem i wziąłem dużo mniejszy rozbieg niż ostatnio.

       TRRRACH

      - No, no niezły jesteś. - powiedziała Clarisse i przekroczyła próg.
      - Wiem. - zaśmiałem się.
      - Huh? - zdziwiła się Clarisse kiedy zobaczyła, że w środku nikogo nie ma.
     Znów ten dźwięk. Małe okno zmieniło się w hologram. Ponownie ukazał się Valdemar Runshvizer. Na twarzy miał szyderczy uśmiech.
     - Przyznam, że nie spodziewałem się takiej porywczości z waszej strony. Nie możecie spotkać swoich przyjaciół. Na razie nie. A teraz! Zapraszam do mnie..
     Ostatnie zdanie usłyszałem wyrywkowo, ponieważ podłoga pod nami otworzyła się tak szybko, że nie zdążyliśmy zareagować. Krótką chwilę zjeżdżaliśmy jakimś wąskim kanałem, a potem spadliśmy na ogromną sofę z czarnej skóry. Ja wylądowałem do góry nogami, a Clarrise przewiesiła się przez bok mebla. 
     - Auuu.. - jęknęła, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
     - Twarde lądowanie, hę? - zażartowałem. 
     Zrobiłem fikołek i stanąłem na miękkim dywanie koło sofy. Pomogłem Clarisse wstać.
     - Co to za miejsce?? - zapytała zaskoczona. 
     Oderwałem od niej wzrok i rozejrzałem się wokoło. Rzeczywiście było to kolejne niesamowite pomieszczenie. Nie było już tak wielkie jak "serce" statku, gdzieś o połowę mniejsze. Ściany były olśniewająco białe, a podłogi srebrne i połyskujące, tak samo jak inne, zrobione były ze stali. Po środku sali stało ogromne biurko z kilkoma komputerami i wypasionym fotelem. Niedaleko stały dwa małe krzesełka. Pod ścianami można było zauważyć wiele półek z płytami najnowszych gier komputerowych, a nawet takich, które nie wyszły jeszcze do sprzedaży. Od razu było widać, że to biuro wielkiego zapaleńca gier komputerowych.
      - W końcu dotarliście. Myślałem, że to potrwa troszkę krócej. - powiedział głos z hologramu dobiegający z fotela za biurkiem. Dopiero teraz zauważyłem, że siedzenie jest odwrócone tyłem.
      Spojrzałem pytająco na Clarisse, a ona kiwnęła głową. Podeszliśmy do biurka.
      - Czego od nas chcesz?! Gdzie są moi przyjaciele?! Mów! - rozkazała z poważną miną blondynka. Naprawdę jej zależało.
      - Spokojnie, Panterko, bo się podrapiesz. - powiedział Vlademar i odwrócił się do nas przodem. 
      Był krępym mężczyzną. Miał ogromne wory pod oczami, które były całe czerwone. Widać było, że jego naczynka nie wytrzymują nadmiaru komputera. Teńczówki miał koloru ciemno-siwego. Miał na głowie tylko kupkę białych włosów zaczesanych na żel.
      - Nie sądzę, że ci powiem, gdzie oni są. Może usiądziecie i napijecie się ze mną herbaty? - zapytał, jakby mu na tym zależało...
      - Weź się ogarnij, człowieku! Myślisze, że przyszliśmy tu na herbatkę i pogaduszki?? - powiedziałem z powątpiewaniem w głosie. Ten człowiek powinien iść do psychiatryka.. - Gdzie są Yansora, Dandross i reszta??!
      - Ojoj.. Nie bądźcie tacy.. Bo stanie wam się krzywda! - powiedział i... zniknął..
      - CHOLERA!!! Kolejny hologram!! - zdenerwowała się Clarisse.
      Usłyszałem, gdzieś z góry syczący dźwięk. Od razu tam spojrzałem. Zauważyłem, że z klimatyzacji wydobywa się biały gaz. Pod sufitem było go co raz więcej.
      - Musimy stąd wiać!! - krzyknąłem i pociągnąłem towarzyszę za łokieć.
      - Co jest??!! - zapytała w biegu Clarisse.
      - Gaz usypiający. On chce nas schwytać. Tyle, że nie wiem po co.... - odrzekłem.
      Dobiegliśmy do jednych z białych drzwi. Zamknięte. Kolejne. Zamknięte. 
      - Och... Ekhhh..ekhh.. Co robimy? Ekhhh.. - pytała Clarisse, kaszląc od trującego dymu. 
      Gaz wypełnił już połowę pomieszczenia. Był na poziomie naszych twarzy. Dusił. Łapał za gardło i.. dusił.. 
      - Ekkhhh.. ekkhh.. - zaczęło mi się już kręcić w głowie. - Nic nie możemy zrobić... ekhh..
      - Drake..? Ekkhhh.. Drake! Drake... - dziewczyna upadła na kolana, na nią również działała trucizna. 
      Nic już nie widzę.. Nie oddycham.. Zasypiam...
    
*-*-*-*-*

      Śnią mi się koszmary.
      Jestem w domu! Tak!
      - Mamo!! Gdzie jesteś?? Wróciłem! - krzyczałem stojąc przy wejściu.
      Cisza.
      - Mamoo? MAMOO!
      Wbiegłem po schodach na górę i wtargnąłem do sypialni mojej matki.
      Zobaczyłem ją siedziała na krześle przy toaletce. Ale.. była nieprzytomna.
      - O Boże!!! MAMO!! - podbiegłem do niej i zacząłem nią potrząsać.
      Była zimna jak lód... martwaa...
      - Czemu??? - zapytałem siebie.
      Mówiłem ci, bądź grzeczny. Jeżeli nie będziesz to tylko na twoją niekorzyść. Bądź posłuszny. Pozwól mi tobą zawładnąć i cię wykorzystać, a twoja matka przeżyje.
      - Dobrze. Niech będzie. Nie waż się jej tknąć!
      Zależy mi tylko na tobie, Drake. Chodźmy..
      
  
                                                                                      Evelinee

C. 11. Miliardy nieskończoności gwiazd.





- C -c co to było? - zapytałam Drake'a ze strachem.
- Yyyy...no, widocznie nasz gospodarz.. - powiedział niepewnie chłopak i pomógł mi wstać.
- Ok. Tylko bez paniki! - mówiłam do siebie. - Przeanalizujmy wszystko dokładnie...Oboja gramy w Faith...Ja mam 118 lvl, a ty 117...No, ale ty pojawiłeś się tu pierwszy...hmm... coś mi tu nie gra... - zastanawiałam się spoglądając badawczo na Drake'a.
- Rzeczywiście...może...może pojawiamy się od końca? - zapytał mnie mój now znajomy.
- Eee...no, może...a powiedz mi, ile czasu już tu byłeś przede mną?
- Hmm...krótko..BARDZO krótko. Może pięć sekund? - powiedział chłopak również patrząc na mnie.
- Aha..a jak rozwiniętą masz swoją moc? - zapytałam.
- No..nie, żebym się chwalił, ale brakuje mi 288 pkt. z 10 000 pkt. do pełnej mocy. - dodał z uśmiechem. No tak, było się czym chwalić..
  Moc to była bardzo odrębna rzecz. Dostawało się ją, gdy rozszerzało się swoje normalne moce, gdy używało się nowych technik i wogóle...za jakieś " super " osiągnięcia.
   Ja dostałam moją moc, gdy miałam 100 lvl. Brakowało mi jeszcze 422 pkt.
- Acha...więc już chyba wiem, o co chodzi... - powiedziałam po krótkiej chwili zastanowienia.
- No, mów...
- A więc nie trafiamy tu tylko ze względu na poziom, czyli lvl, ale także ze względu na to, jak rozwinięta jest moc... Mi brakuje jeszcze 422 pkt...a tobie tylko 288. - powiedziałam pewnie. - Zastanawia mnie tylko to, czy jest tu ktoś jeszcze..
- Myślę, że tak..No napewno - tylko pewnie w innym miejscu. - odpowiedział Drake, znów podchodząc do okna.
  Dopiero teraz zauważyłam, że jest kilkanaście cm. wyższy ode mnie.
- Dobra..ale.. MY PRZECIEŻ MUSIMY SIĘ STĄD JAK NAJSZYBCIEJ WYDOSTAĆ!!!!! - zaczęłam już panikować nie na żarty...
- Wiesz, co? Mam pewien pomysł...Nie wiem, czy wypali.. - powiedział tajemniczo Drake, patrząc na mnie, a na jego twarzy zawitał chytry uśmiech...
- Co? Co chcesz zrobić? - zapytałam, cofając się do drzwi...
" Cholera, chyba on nie chce mi nic zrobić?? " - myślałam gorączkowo.
- Oj, no coś ty przestań! - powiedział wesoło i kamień spadł mi z serca.. - Miałem na myśli wykorzystanie mojej mocy. - dodał z uroczym uśmiechem.
- Co? A..AHA!!! Dobra, ale... - dopiero po chwili zrozumiałam jego słowa...  - CO TY WYGADUJESZ??!! ZABIJESZ SIĘ DEBILU!!! - krzyknęłam, ale było już za późno...
  Drake wziął duży rozpęd i z całej siły uderzył w drzwi.

BUUUUUM

- Kurde, mocne te " zawiasy ".. - bąknął zdenerwowany Drake, pocierając ramię.
- Phi...wiedziałam, że tak będzie.. - prychnęłam. Nagle ściana zaczęła się rozstępować.
- Heej..CO TY ZROBIŁEŚ?
- Hahahaha!! Widzisz, mój plan się udał! - powiedział z dumą w głosie.
- Pff.. tu po prostu był jakiś włącznik...- powiedziałam, przekraczając drzwi.
- Tak, ale to ja wpadłem na ten arcy genialny pomysł! - przechwalał się Drake. Zaśmiałam się.
" Zachowuje się jak głupi dzieciak..."
- Poczekaj!! - krzyknął, zatrzymując mnie ręką. - Tu mogą być alarmy...
-Trzeba było o tym pomyśleć, zanim rozpierdaczyłeś tą ścianę... - odpowiedziałam i zaczęłam z trudem przepychać się, ponieważ Drake nadal nie ustępował. Zmierzyłam go wzrokiem z wściekłością i z największą gracją, na jaką było mnie stać, przecisnęłam się wreszcie, trącając go przy tym plecami i biodrami.
- Ejjj...Nie no, nie myślałem, że się zdecydujesz... - powiedział chyba trochę skrępowany.
" I dobrze mu tak.. " - pomyślałam ze złością i poszłam przed siebie.
     Korytarz jest bardzo długi.
     Co chwila mijamy kolejne drzwi.
- Ej, jak myślisz, czy tam też znajdują się...eee..no, osoby grające w Faith? - zapytał niepewnie Drake, idąc tuż za mną.
- Hmmm...no, to raczej prawdopodobne... - rzuciłam, nadal idąc prosto.
  Zbliżamy się do jakiegoś zakrętu...
  Skręcamy w prawo.
- Ale czad... - powiedział bardziej do siebie Drake, gdy wyszliśmy na otwartą przestrzeń.
  No,  w zasadzie wcale mu się nie dziwiłam..
  W odróżnieniu do tego małego korytarza, to, co widzieliśmy było wielkie... I piękne.
  A mianowicie : Naszym oczom ukazało się coś w rodzaju " serca " tego statku kosmicznego.
  Ogromna przestrzeń, z której wychodziła nieskończona ilość korytarzy.
 Ale nie to było najpiękniejsze...moją uwagę natychmiast zwrócił przeogromny, szklany dach, a za nim miliony, nie, MILIARDY NIESKOŃCZONOŚCI świecących gwiazd.
Zamarłam w zachwycie.
Z tego stanu wyciągnął mnie Drake...
- Eeej...eee... Clarisse.. może nie stój tak na środku, bo cię ktoś zobaczy, ok? - powiedział chłopak.
Dopiero po chwili zrozumiałam jego słowa..
- Aaa...no dobra, dobra.. - odpowiedziałam i poszłam za nim do jakiegoś małego pomieszczenia.
- Słuchaj...tak pomyślałam, a w zasadzie to oczywiste..musimy uratować moich przyjaciół. - oznajmiłam pewnie.
- Co? Ale nie wiemy, gdzie oni są nawet...przecież nie będę rozwalał wszystkich drzwi! - powiedział pół żartem, pół serio.
- Nie, no jasne, że nie będziesz! Tak sobie pomyślałam, że jeżeli my mamy tak jakby 4 miejsce, nobo ja mam 4, ale ty wylądowałeś wcześniej, więc można powiedzieć, że oboje tak jakby mamy 4, a oni mają 1.
- Co??!! WOW! Przyjażnisz się z Yansorą i Dandrossem??!! - zawołał Drake.
- WEŹ SIĘ ZAMKNIJ!! - uciszyłam go. - Nie, Dandrossa nie znam, ale przyjaźnię się z Yan. Musimy ją uratować. - postanowiłam narazie nie wspominać o Georginsie... przecież nawet nie wiedziałam, czy tutaj jest. Z tego, co pamiętam, nie miał jakiegoś niesamowitego poziomu w grze..
- Dandross ma 121 lvl, a Yan 120... Ja mam 118 lvl... Byliśmy w trzecim pokoju...Pfff, to proste, oni są najpewniej w pierwszym. - powiedziałam pewnie i wyszłam z ukrycia.
- Hmm...to, co mówisz nawet ma sens! - powiedział uradowany Drake. Zaśmiałam się.
" Oczywiście, że to ma sens... "
- Ale musimy znaleźć sobie jakieś ubrania... No wiesz, te uniformy... - powiedziałam, teraz już trochę mniej entuzjastycznie.
- Nie ma problemu. - to powiedziawszy, Drake również wyszedł z kryjówki.
- CO  ty chcesz zrobić?? - bąknęłam ze zdenerwowaniem.
- Patrz i ucz się, mała! - krzyknął i pobiegł w stronę wyjścia.
- HEJ!!! NIE MÓW DO MNIE MAŁA!!! - krzyknęłam i pobiegłam za nim.
Drake chwycił za kark jakiegoś mężczyznę i kobietę i zaciągnął ich z powrotem do naszej kryjówki.
- Co ty zrobiłeś do cholery??!!! Chcesz ich pozabijać??!! - zaczęłam panikować. Ten chłopak był nieprzewidywalny...
- Nie, no co ty! Po prostu, na chwilę stracą przytomność, weźmiemy ich ciuchy, a oni obudzą się w jednoznacznej sytuacji! - ostatnią kwestię powiedział ze śmiechem.
- Haha, bardzo śmieszne, gorzej, jak się NIE obudzą...
- Przestań panikować, ważne, że my się wydostaniemy.
Po jakichś pięciu minutach, oboje wyszliśmy ze schowka w tych obleśnych ubraniach...
- Fuu..jakby mnie teraz Harper zobaczyła, to by było po mnie..
- Co? Eee... nieważne, to te drzwi, tak? - zapytał wskazując na przejście.
- No tak, tak mi się wydaje...
- Dobra, odsuń się. Mam nadzieję, że tu też jest jakiś przełącznik.. - powiedział i wziął już nieco mniejszy rozpęd.

TRRRACH

- No, no niezły jesteś. - powiedziałam do Drake'a i przekroczyłam próg.
- Wiem.

                                                                                                       AAlexa

czwartek, 25 października 2012

Y. 10. Trójka najlepszych.

      Stanęłam jak wryta i patrzyłam w miejsce, gdzie przed chwilą stał Aaron i przypominałam sobie jego wzrok skierowany na mnie.
      - A..a..ale.. - zaczęłam się jąkać. - Fondress..
      - Co? Co mówisz, Yumi? - zapytał zdziwiony George i spojrzał w miejsce, gdzie kierowałam wzrok. - Widzisz tam coś?? Bo ja nic..
      - Niee.. chyba.. tylko mi się zdawało. Wiesz co, ja już pójdę.. - powiedziałam nieprzytomnie i ruszyłam w kierunku domu.
      - Mozę lepiej cię odprowadzę?! Niezbyt dobrze wyglądasz! Dobrze się czujesz?! - wołał za mną zmartwiony George.
      - Tak wszystko ok. Dzięki! Cześć! - zawołałam udając, że jest dobrze. Wiedziałam, że go nie przekonałam, ale gdyby ze mną poszedł zacząłby pytać co się stało. Nie chciałam.. nie widziałabym jak o tym rozmawiać..
      Ale kiedyś umówiłam się z Georgem, że będziemy szanować swoje wzajemne zdanie. Cieszę się, że o tym pamięta.
      Ruszyłam półprzytomna w stronę domu. Idąc chodnikami i ulicami, cały czas w kółko odtwarzałam w pamięci ten moment... Tą chwilę.. Jego spojrzenie.. uśmiech.. Uświadamiam sobie coś bardzo ważnego.
      "Tęsknie z-za tobą... Martwię się.. Czemu zniknąłeś? Tak bez pożegnania..bez słowa..."


*-*-*-*-*


      Weszłam do domu. Cisza.. Nic nie słyszę.. Idę na górę po schodach, przez nieuwagę potykam się o ostatni stopień i upadam na twarz. Nie chce mi się wstać.
      Po dziesięciu minutach podnoszę się bezwiednie i idę do mojego pokoju. Kieruję się do łazienki. Spoglądam w lustro. 
      Widzę w nim załamaną, przygnębioną i głupią dziewczynę, która.. Zaraz przecież ja tego nie robię! Dlaczego moje odbicie ze mnie drwi?! Mrugnęłam kilka razy i potrząsnęłam głową. Znowu widzę siebie i swój zaskoczony wyraz twarzy od razu wyślę, że ZWARIOWAŁAM!
      Po szybkim prysznicu, wracam do pokoju i włączam laptopa.  
      Standardowo włączam moje ulubione radio z muzyką Hard Rock, która zagłuszała moje myśli i pochłaniała całkowicie. Zwłaszcza w słuchawkach.
      Nie zauważyłam, że zalogowałam się wcześniej na Faith i zapomniałam wyłączyć i do tej pory miałam status na czacie "Zaraz wracam". I po chwili usłyszałam dźwięk z gry informujący o:
           Nadchodzące połączenie użytkownika Black Panther.
      Ogarnęłam się szybko, wyłączyłam muzykę i podsunęłam mikrofon od słuchawek do ust, kliknęłam Odbierz.
      B.P.: Heja!!! Co tam? Jak impra? Tak szybko wróciłaś?
         Y.: No, nie chciało mi się już siedzieć.. : /
      B.P.: Ooo.. a co się stało?? Masz jakiś dziwny głos..
         Y.: No cóż.. wydarzyło się coś bardzo dziwnego.. 
      B.P.: Jak to?! CO??
         Y.: Poszliśmy z Georgem na plażę, żeby odetchnąć od tłumu. Zaczął mi coś gadać, że podobam się Dranhoss'owi, bo to były właśnie jego urodziny. Ja oczywiście zaprzeczałam, bo to niedorzeczne! Przecież od zawsze byliśmy rywalami i nigdy by..
      B.P.: Do rzeczy, Yan!
         Y.: No więc, w pewnej chwili na balkonie baru spostrzegłam Dranhossa. Patrzył w moją stronę i wtedy on...  Aaaaaaa!!!!!

*-*-*-*-*


      Okropnie zimny wiatr porwał mnie w swoje szpony. Zaczęłam się kręcić w powietrzu, w wirze. Rozmazał się mój pokój i wokół widziałam tylko co raz to ciemniejsze kolory. Przeszył mnie zimny dreszcz.
      Nagle wylądowałam na ciemnej i zimnej podłodze. Byłam spanikowana.  Wstałam szybko, aby w razie czego móc się obronić. 
      Z tego co zauważyłam wokoło można było stwierdzić, że jestem na jakimś statku kosmicznym. Na jednej ze stalowych ścian spostrzegłam okno. Podeszłam do niego i zerknęłam co jest za zewnątrz. 
      Zobaczyłam ciemną przestrzeń kosmosu. Wiele płonących gwiazd, tych bliższych i dalszych. Nigdzie nie było Ziemi. W sumie nie zauwazyłam żadnej planety! W takim razie, gdzie zmierza ten statek?!
      - Och.. - usłyszałam czyjś głos z rogu pomieszczenia. Podeszłam bliżej. 
      WTF???!!! Na podłodze leżał...
      - Aaron?! Co ty tu do cholery robisz?! - zapytałam zdziwiona.
      - Ech.. mógłbym zapytać o to samo. - powiedział uśmiechając się do mnie w bólu.. Bółu??
      - Co ci się stało? - zapytałam zamrtwiona.
      - Uderzyłem się w głowę, kiedy tutaj wylądowałem. Mam chyba jakiegoś guza.. - powiedział krzywiąc lekko twarz.
      - Pokaż, zobaczę. - rzekłam zdecydowanie. 
      Aaron usiadł do mnie tyłem, abym mogła zobaczyć co się stało. Przejrzałam delikatnie jego głowę w poszukiwaniu jakiejś rany czy coś w tym stylu, ale nic nie znalazłam. Jednak kiedy dotknęłam pośrodku Aaron drgnął lekko, ale nie wydał żadnego dźwięku. Wyczułam tam tylko mały guz.
      - No nie bądź baba. To tylko mały guz! - poinformowałam go wesoło.
      - To dobrze. - podziękował.
      Wstaliśmy z podłogi i spojrzeliśmy na siebie. Staliśmy dość blisko. Trochę mnie to zakłopotało, więc udałam, że badam ściany w poszukiwaniu jakichś drzwi. Po kilku minutach stwierdziłam, że to bezsensu. Oparłam się o ścianę i osunęłam na ziemię. Ukryłam twarz w kolanach i oznajmiłam:
      - Nigdy się stąd nie wydostaniemy... - powiedziałam żałośnie.
      Słyszałam jak Aaron podchodzi i siada obok mnie pod ścianą.
      - Skąd możesz to wiedzieć? - zapytał.
      - Po prostu to wiem! - oznajmiłam zestresowana.
      - Tak ty nigdy się nie mylisz, hę? - czułam na sobie jego spojrzenie.
      - Nigdy.
      - Jakoś zawsze kiedy mówisz, że będziesz numerem 1., nigdy się to nie sprawdza. - powiedział ironicznie.
      Nic nie odpowiedziałam. W sumie miał rację. W przeciwieństwie do moich, jego przepowiednie zawsze się sprawdzały.
      W pewenej chwili poczułam jego rękę na swoim ramieniu i lekko drgnęłam.
      - Yumi. Wszystko będzie dobrze. Coś wymyślę, obiecuję.
      Zatkało mnie. Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy. Od razu wiedziałam, że mówi prawdę. Po policzku popłynęła mi mała łezka. To ze wzruszenia.
      Aaron wyciągnął rękę i delikatnie wytarł moją łzę z policzka. Pozostawił tam swoją dłoń i powoli przysuwał swoją twarz do mojej. Kiedy nasze twarze dzieliło już tylko 5 centymetrów.
       ŁUUUUUUUUUUUUUUP!!!!!!!!
      Natychmiast od siebie odskoczyliśmy i zerwaliśmy się na równe nogi. 
      Dwa metry od nas wylądował chłopak, ok. 13-stu lat. Był niski, miał rude włosy, ciemno zielone oczy i twarz całą w piegach.
      - Hej. - przywitałam się z nowoprzybyłym. 
      - Kim jesteście co się dzieje?! - zapytał chłopak.
      - Ja jestem Yumi, a to Aaron, a ty? - przedstawiłam siebie i swojego... znajomego.
      - E... ja.. nazywam się Lewis. - powiedział rozkojażony i poprawił okulary. Od razu było widać, że jest jakiś nie ogarnięty. - Ale co tu się dzieje?!
      - W sumie to sami nie wiemy.. - odpowiedziałam.
      - Narazie wygląda na to, że trafiją tutaj wszyscy, którzy grają w Faith. - powiedział Aaron.
      - Co??!! - zapytałam razem z Lewis'em. - Skąd wiesz?
      - No cóż.. Mam swoje źródła i wiedziałem, że to ty jesteś na 3. miejscu. - wyjaśnił brunet i wskazał przelotnie palcem Lewisa. - Ja jestem na 1. i trafiłem tutaj jako pierwszy, a Yumi jest na 2. i była druga, a po niej przyleciałeś ty.
      - Ale jak to możliwe? - zapytałam Aarona.
      - Tego to już nie wiem.. - odparł ze smutnym wyrazem twarzy.

                                                                                                       Evelinee

D. 9. "Usłyszałem, jakby z oddali krzyk dziewczyny."

      Hello, ludzie!! To ja Eveline! :-) Przychodzę do Was z wiadomością iż od dziś to ja będę pisać jako Drake, ponieważ moja koleżanka dość szybko zrezygnowała z udziału w tej historii. Także mam nadzieję, że moje rozdziały spodobają się nie tylko w roli Yumi, ale i Drake'a. Zapraszam do czytania! :))

*************************************

      Była 4:45. Wyłączyłem Faith'a i poszedłem do łazienki. Wziąłem prysznic i ubrałem się w to co zwykle: dżinsy, zielony T-Shirt i żółte trampki. O dziwo, nie chciało mi się spać..
      Poszedłem na dół żeby coś zjeść. Mamy albo nie było, albo jeszcze spała. Nie miałem ochoty tego sprawdzać. Wszedłem do kuchni. Na stole zobaczyłem pozostałości po jakiejś romantycznej kolacji mojej matki. Na pewno nie było jej dziś w nocy w domu. Mogę być przynajmniej pewien, że nie wróci przed 12.
      Wziąłem z szafki płatki. Wsypałem je do miski i zalałem zimnym mlekiem. Usiadłem na wysokim krzesełku przy blacie i zjadłem śniadanie. 
       Było już ok. 5:20 więc poszedłem się przejść. Całkowicie się już rozjaśniło, ale temperatura nadal rosła. Klimat, w którym mieszkam ma to do siebie, że noce są bardzo chłodne, a dnie upalne.  
Przeszedłem się na plażę, która znajdowała się niedaleko mojego domu. Fale były jak zazwyczaj nieduże. A szkoda.. Może bym trochę posurfował. HAHA! 
       Wróciłem do domu kiedy było już po szóstej. Poszedłem na górę do swojego pokoju. Nie chciało mi się odrabiać lekcji, więc postanowiłem, że pogram w Faith. Właśnie miałem siadać do komputera, kiedy poczułem się strasznie słabo. 
       Wokół zaczęło robić się co raz ciemniej. Zacząłem kręcić się w kółko, aż w końcu zemdlałem.


 *~*~*~*~*


       Ocknąłem się na zimnej podłodze ze stali. Chciałem już się podnieść kiedy usłyszałem, jakby z oddali krzyk dziewczyny. Po chwili upadła na mnie wysoka, brązowooka blondynka.
       - AAAAAUUUUUU!!!! - krzyknąłem. Mimo iż była szczupła, ważyła co najmniej 55 kilo.
       Dziewczyna na początku w ogóle mnie nie zauważyła. Po chwili chyba się jednak zorientowała.
       - Ojej!! Przepraszam!! - zaczęła się tłumaczyć i pospiesznie wstała.
         Uśmiechnąłem się.
         - Nic nie szkodzi.. - powiedziałem patrząc się badawczo na dziewczynę. - Eeee... może wiesz, gdzie jesteśmy... - zapytałem odrywając od niej wzrok, po czym wstałem z podłogi.
        - Hmm... nie mam pojęcia... - powiedziała i podeszła do okna.
       Z ciekawości poszedłem w jej ślady.
       - Eee... wygląda na to, że jesteśmy w.... kosmosie? - powiedziałem przerażony, stojąc tuż za blondynką.
       - Ale... to niemożliwe... - bąknęła do siebie.
      Nic nie odpowiedziałem. Byłem w szoku... Ale pomyślałem, że zawsze mogło być gorzej. Mogłem wylądować tu z jakimś brzydkim pasztetem, a tak się nie stało.

      - Nieee... to TYLKO sen!! - krzyknęła bardziej do siebie, niż do mnie i zaczęła chodzić w kółko. Jakaś dziwna..
      - A tak wogóle, to jestem Drake. - powiedziałem, podając jej dłoń i patrząc prosto w oczy.
      - Tak...niezła chwila na powitanie.. - odpowiedziała, chyba nadal była w szoku.
      - Twoja też była niczego sobie... - powiedziałem z szyderczym uśmieszkiem.
      Dziewczyna zaczerwieniła się.
      - Heh...no, w zasadzie tak... Ja jestem Clarisse. Miło mi cię poznać, Drake. - powiedziała miło i uścisnęła moją dłoń.
      - Wygląda na to, że trochę tu sobie razem posiedzimy, Clarisse. - powiedziałem zadowolony, mimo tej dziwnej i przerażającej sytuacji. Przecież lepiej siedzieć  jakimś dziwnym pomieszczeniu w kosmosie z ładną dziewczyną, niż samemu, bądź z chłopakiem. Chciałem z resztą trochę ją poznać.
      - Tssaa.. nie jestem pewna czy to takie zabawne... - odpowiedziała.
      - Na razie nic nie wskazuje, że coś nam się stanie, bądź stąd wyjdziemy. Więc.. - rzekłem i usiadłem pod ścianą. - Skąd pochodzisz?
      Clarisse popatrzyła niepewnie i po dłuższym zastanowieniu usiadła obok mnie. 
      - Z małego miasteczka Cassis, we Francji. - odpowiedziała wyraźnie niezadowolona, że mi uległa.
      - Super! Ja z Rio, Brazylia. - powiedziałem. 
      - Jaką postacią grałeś, podaj nick. - tym razem to ona zadała pytanie.
      - Dranhoss, 117lvl. - odpowiedziałem od razu. - A ty?
      - Black Panther, 118. Chyba nie mieliśmy sposobności razem grać. - stwierdziła.
      - Na to wygląda. A szkoda. Z pewnością dużo by się działo. Jakaś moc?
      - Czas.
      - Uaaauuu... Ja Siła. - powiedziałem i uśmiechnąłem się zawadiacko.
      Później cisza. Siedzieliśmy obok siebie i słyszeliśmy jedynie swoje oddechy. 
      Nagle usłyszeliśmy jakiś dziwny dźwięk. Od razu spostrzegłem, że okno nie było już oknem tylko małym telewizorem hologramowym. Pokazałem to Clarisse. Oboje byliśmy zdziwieni.
      - Witajcie! Zapewne zastanawiacie się kim jestem, gdzie się znajdujecie, dokąd zmierzamy i dlaczego akurat wy. Poinformuję was na razie tylko o tym, że jest was tylko 20-stka najlepszych na świecie. Ja jestem stwórcą gry Faith, nazywam się Valdemar Runshvizer.  Znajdujecie się na moim statku kosmicznym o czym sądzę, że już się domyśliliście. Dokąd zmierzamy dowiecie się na miejscu. 
      Mały ekran zniknął i pojawiło się z powrotem okno.

                                                                                              Evelinee

C. 8. W końcu nie zawsze można " dostać " ładną blondynką prosto w twarz..





 " Hmmm... ciekawe, co tam u Yan... " - myślę, parząc sobie herbatę w kuchni.
Ojca oczywiście nie ma...
- Fuuu!!! Bulbon, nie liż mnie po nogach!! - krzyknęłam, gdy poczułam na sobie ciepły język mojej fałdki. Nie mówiłam do niego tak, bo by się jeszcze obraził... - Ok, ok, mogę dać ci jeszcze trochę tego świństwa... - bąknęłam, podając mojemu pieskowi dokładkę jego ulubionej karmy z przysmakami.
- Ble...cała się upaćkałam... - mówię, wycierając ręce szmatką kuchenną.
Na dworze było już dość ciemno, ale ogólnie dzień zaliczał się do ładnych... Zawsze, gdy jest pochmurnie, później widać piękny, ognisty zachód słońca...
- Ciekawe, co tam u Yansory, no nie? - zapytałam zajadającego się pieska, popijając moją ulubioną, czerwoną herbatę. - Pewnie super się bawi...
  Trochę żałowałam, że nie chodziłam na takie imprezy...Zawsze tylko spotkania " w sklepach " i dennych restauracyjkach...gadanie o ciuchach i chłopakaaach..RZYGAM...Dziewczynom się to podobało. Ale mi nie. Tylko udawałam, jak zwykle. Nawet sprawiało mi to przyjemność...
  Jedynie grając w Faith mogłam być sobą - nikt mnie nie znał, ja też nikogo nie znałam.
- Ok, kochanie, idę sobie pograć na kompie, dobra? Nie martw się, przygotuję ci łóżeczko do spania. - dodałam i uśmiechnęłam się do pieska, który nadal się zajadał. - Chyba daję ci za dużo jeść... - powiedziłam, przyglądając się Bulbonowi, a ten, jakby zrozumiał moje słowa, przerwał ucztę i wykrzywił łepek.
  Jego śliczne, błyszczące oczy podziałały na mnie od razu - on wiedział, jak mnie oczarować...
- Ooooooch... ALE TY SŁODKI!!! No dobra, dobra, dam ci jeszcze kość! - powiedziałam wesoło i rzuciłam mu przysmak. - Ale to koniec na dzisiaj, pamiętaj...
  Pobiegłam na górę. Przygotowałam Bulbonowi posłanie i odpaliłam komputer.
  Rozsiadłam się wygodnie na moim miękkim, czerwonym fotelu.

                                                                     FAITH
                                Witamy!

Login : Black Panther

Hasło : ***************

Powód brania udziału : Nudzę się, chcę kogoś rozwalić.

Wiem, brzmiało to brutalnie, ale taka jest prawda. Oczywiście nie jestem jakaś psychiczna!!
Ale w tej grze o to właśnie chodzi...
O rozwalanie przeciwników...

   Wyświetliła się moja śliczna postać. Oczywiście ją przebrałam. Dzisiaj w trochę bardziej wojowniczy strój z 109 lvl. - Baaaaardzo długie, czarne kozaki, sięgające aż do ud, czarne legginsy i oczywiście czarną, dopasowaną bluzkę, ale z czerwoną, małą kokardką.
" Musi być sweet " - pomyślałam, i w tej samej chwili pojawił się napis :

   Nadchodzące połączenie od użytkownika Yansora.

Oczywiście wybieram AKCEPTUJ - w końcu po to tu przyszłam.

B.P.: Heja!!! Co tam? Jak impra? Tak szybko wróciłaś?
         Y.: No, nie chciało mi się już siedzieć.. : /
      B.P.: Ooo.. a co się stało?? Masz jakiś dziwny głos..
         Y.: No cóż.. wydarzyło się coś bardzo dziwnego.. 
      B.P.: Jak to?! CO??
         Y.: Poszliśmy z Georgem na plażę, żeby odetchnąć od tłumu. Zaczął mi coś gadać, że podobam się Dranhoss'owi, bo to były właśnie jego urodziny. Ja oczywiście zaprzeczałam, bo to niedorzeczne! Przecież od zawsze byliśmy rywalami i nigdy by..
      B.P.: Do rzeczy, Yan!
         Y.: No więc, w pewnej chwili na balkonie baru spostrzegłam Dranhossa. Patrzył w moją stronę i wtedy on...  Aaaaaaa!!!!

Trochę się przestraszyłam jej krzyku, ale pomyślałam, że to żart.
" Pewnie Georgins przyszedł i ją wystraszył, w końcu się przyjaźnią... "

 B.P.: Hihi, no jak? Co cię tak wystraszyło?

Cisza

 B.P.: Yan? Jesteś tam jeszcze??

Przestraszyłam się już nie na żarty...

B.P.: YAN???!!!!!! ŻYJESZ????!!!!!

Cisza

- Jeny, co tam się dzieje? - zapytałam sama siebie ze strachem.

 Po chwili chyba dostałam odpowiedziedź...

Zrobiło się ciemno. Wstałam z fotela.
- Heej...ktoś tu jest? - spytałam cicho.

Nagle zabrakło mi tchu.
Krzyczałam.
Zaczęłam wirować, przekręcając się na wszystkie strony...

 Wylądowałam w jakimś małym, cichym pomieszczeniu.
Byłam zdezorientowana.
Powoli wstałam.
W pewnym momencie potknęłam się o coś, co leżało na podłodze..i upadłam plecami na jakąś ciepłą ee.. masę??
- AAAAAUUUU!! - krzyknęła " ciepła masa ". Ja oczywiście również zapiszczałam.
Odwróciłam się przodem.
Ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam leżącego pode mną chłopaka!
   Miał jasną karnację, zielone, głębokie oczy i burzę ciemnobrązowych włosów. Podsumowałam, że był nawet przystojny.
Był za to chyba też nieco zdziwiony tą niezręczną sytuacją...
 W końcu nie zawsze można dosłownie " dostać " ładną blondynką prosto w twarz...
- Ojej!! Przepraszam!! - zaczęłam się tłumaczyć i pospiesznie wstałam.
Chłopak uśmiechnął się.
- Nic nie szkodzi.. - powiedział gapiąc się na mnie - denerwowało mnie to... - Eeee... może wiesz, gdzie jesteśmy... - zapytał z trudem odrywając ode mnie wzrok.
- Hmm... nie mam pojęcia... - powiedziałam i podeszłam do okna.
Nie wierzyłam w to, co widziałam....
- Eee... wygląda na to, że jesteśmy w.... kosmosie? - powiedział przerażony chłopak, stojący tuż za mną.
- Ale... to niemożliwe... - bąknęłam do siebie.
 Chłopak nic nie odpowiedział. Chyba też był w szoku...
- Nieee... to TYLKO sen!! - krzyknęłam bardziej do siebie, niż do niego i zaczęłam chodzić w kółko.
- A tak wogóle, to jestem Drake. - powiedział, podając mi dłoń i patrząc mi prosto w oczy.
- Tak...niezła chwila na powitanie.. - odpowiedziałam, ponieważ nadal byłam w szoku.
- Twoja też była niczego sobie... - powiedział z szyderczym uśmieszkiem.
Zaczerwieniłam się.
- Heh...no, w zasadzie tak... Ja jestm Clarisse. Miło mi cię poznać, Drake. - powiedziałam miło i również podałam mu dłoń.
  
                                                                                                           AAlexa





Y. 7. "Po prostu... Zniknął..."

     - Kochanie, chodź! - wołała mama, już troszkę pod denerwowana.
     Leżałam na łóżku i nie odzywałam się. Nie chciałam jechać po jakąś głupią sukienkę, na ten bezsensowny bal. Ale czekało mnie teraz jeszcze gorsze. Muszę iść na urodziny Aarona, bo inaczej powie, że stchórzyłam.
     - Mamo! Nigdzie nie jadę!! Móiłam ci, że nie idę na ten bal!!!! A z resztą jestem dziś umówiona. - ostatnie zdanie wypowiedziałam o ton ciszej.
     Po chwili mama przyszła już do mojego pokoju.
     - Umówiłaś się? Kotku i nic mi nie powiedziałaś? - zapytała podchodząc do mojego łóżka.
     - Nie ma o czym mówić to tylko spotkanie ze znajomymi. No idź już muszę się ubrać! - powiedziałam i wyprosiłam mamę z pokoju.
     Poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż i fale na włosach lokówką. Otwórzyłam szafę.
      "Co mam założyć?" pomyślałam.
     Po dłuższym zastanowieniu zdecydowałam się na krótkie dzinsowe spodenki, żółty top i długi wisior z sową. Z butów wybrałam jedne z moich ulubionych; wściekle - żółte tramki za kostkę. Założyłam jeszcze zamiast opaski niebieską bandankę. Było OK. ;-)
     Akurat kiedy zeszłam na dół zadzwonił dzwonek do drzwi. Od razu je otworzyłam mimo, że Kei już biegł, aby to zrobić. Za to, że go uprzedziłąm musiałam dać mu cukierka, bo inaczej by się obraził.
     - Mam nadzieję, że nie planujesz na dziś żadnych pojedynków. Aaron chciałby z pewnością trochę odetchnąć i cię poznać. - powiedział spokojnie George.
     - SŁUCHAM??!!  Nie mogę pozwolić, aby mnie poznał! Jest moim rywalem! Mógłby to wykorzystać przeciwko mnie!! - wykrzyczałam zdenerwowana.
     - Ok,ok. Spoko loko. - powiedział George podnosząc ręce na znak rozejmu.
     - Idę tam tylko dlatego, że mnie wyzwał. - oznajmiłam stanowczo.
     - Aaa.. To teraz wszystko rozumiem. - zaśmiał się.
     

*-*-*-*-*

     Na plaży spotkałam wszystkich, którzy grają w Faith, z całego LA!!! Mega mnie to zdziwiło! Nie sądziłam, że Aaron ma aż tak wielu znajomych. 
     Razem z Georgem poszliśmy do baru. Spotkaliśmy tam Aarona z grupką innych gości składających mu życzenia i dających prezenty. WTF??!! Pod ścianą stało już przynajmniej 100 paczek z podarunkami. A ja.. przyniosłam mu tylko jakiś beznadziejny wisiorek...
     Kiedy Aaron nas zobaczył od razu pogodnie się uśmiechnął. Ale zdawało mi się, że to tylko z mojego powodu.. 
     " Hmm... dziwne.." pomyślałam. " Pewnie knuje już jak mnie dziś pokonać!! Jest tutaj wiele gier i konkurencji! No i są komputery! Zawsze możemy zrobić pojedynek w Faith'cie!" 
     Aaron podszedł do nas kiedy przepchał się już przez tłum gości.
     - Hej, Yumi! Siema, George. - powiedział patrząc prawie cały czas na mnie. Na George'a spojrzał tylko kiedy się z nim witał.
     - Hej.. - odpowiedziałam lekko zaskoczona, ale po chwili już się ogarnęłam. - Fajnie się bawisz?? Widzę tu wiele ciekawych konkurencji! Zapowiada się ciekawy dzień!
     - Ahh.. Tak rzeczywiście! - rzekł z olśniewającym uśmiechem.
     Zarumieniłam się lekko, ale szybko to ukryłam. 
     Uratował mnie George.
     - Aaron! Wszystkiego najlepszego! Już szesnastka, hę? Staruch z ciebie! - powiedział żartobliwie blondyn śmiejąc się.
     - Dzięki! - zawołał Aaron i przyjął prezent od Georga.
     Teraz kolej na mnie. Spojrzałam na bruneta i powiedziałam:
     - Wszystkiego najlepszego, Aaron.. Mam nadzieję, że spełnią się wszystkie twoje marzenia! - powiedziałam z wesołym uśmiechem. - Mój prezent jest trochę skromny, ale zaskoczyłeś mnie wczoraj więc nie miałam zbyt dużo czasu.. 
     - Dzięki, ale najważniejsze, że jesteś. - rzekł Aaron i spojrzał mi głęboko w oczy ze szczerym uśmiechem. 
     To trochę zbiło mnie z tropu. 
       " Przecież to niemożliwe żeby on... zakochał się.. we mnie! NIE!" pomyślałam i natychmiast się otrząsnęłam.
       - Tak! Dziś na pewno zwyciężę!! - zawołałam pewna siebie. Wiedziałam, że chodzi mu jedynie o współzawodznictwo, nic więcej!
       Z twarzy bruneta zniknął miły uśmiech, a na jego miejsu pojawił się szyderczy.
      - Wątpię, panno Drugie Miejsce! - zadrwił i odszedł, aby odłożyć prezenty.
      
    
*-*-*-*-*


      - OCHHHH!!!! Nienawidzę kiedy tak do mnie mówi!!! - wydarłam się kiedy chodziłam z Georgem po plaży. Chcieliśmy uciec od tego tłumu.
      - Hehe. Tylko się z tobą droczy, ale tak naprawdę bardzo cię lubi. - powiedział jak zwykle spokojnie George.
      - COO??!! TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA!!! - krzyknęłam od razu.
      - Ale czemu? Co w tym złego? - zapytał zaskoczony George. Większość dziewczyn uganiało się za Aaronem, ale on je ignorował. Lecz rzeczywiście ze mną było inaczej. Wręcz na odwórt..
      Nie wiedziałam co odpowiedzieć.. 
      W pewnej chwili odwróciłam się w stronę baru, w którym trwało przyjęcie. Na wielkim balkonie zauważyłam Aarona opierającego się o barierkę. Patrzył w moją stronę. 
      Właśnie chciałam do niego krzyknąć, aby zapytać jak się bawi. Kiedy on po prostu...
                Zniknął...

                                                                                                      Evelinee
           
     

środa, 24 października 2012

D. 6. Dziwna sobota..



   W sobotę wstałem wypoczęty  i wcale nie bolała mnie głowa. Dziś jest jakoś inaczej.
   Postanowiłem , że pójdę  na skate-park pojeździć na deskorolce.
   Poszedłem do łazienki , umyłem się i założyłem swój ulubiony czarny T-Shirt, dżinsy i czarne vansy.
   Zszedłem na dół, do kuchni, by zjeść śniadanie. Co??!! Oczom nie wierzę!! Widzę krzątającą się po kuchni mamę!
   -Cześć, kochanie! - przywitała się ze mną pogodnie.
   -Cześć, mamo.. - powiedziałem wciąż zdziwiony.
   -Dobrze dziś spałeś? - zapytała, aby podtrzymać rozmowę.
   -Całkiem dobrze, kiedy wróciłaś? - zapytałem.
   -Niedawno nawet jeszcze nie spałam, idę się położyć. Poradzisz sobie? - rzekła do mnie jak do małego dziecka...
   - Jakoś sobie radzę kiedy cię nie ma, więc sądzę., że i tym razem będzie OK.- powiedziałem z miną typu "Serio??... -_-"
   Mama uśmiechnęła się do mnie i chciała pocałować mnie w policzek, ale jak zwykle zrobiłem odruchowy unik, a ona zaśmiała się i poszła do sypialni. Ja natomiast zjadłem jajecznicę, wziąłem swoją deskorolkę z Elementa i wyszedłem na dwór.
   Na zewnątrz jak zwykle uderzyła we mnie fala gorąca, która zazwyczaj panowała w Rio. Ruszyłem w kierunku skate-parku.
   Po drodze spotkałem Davida i Derek'a.
     "Tylko jeszcze tego brakowało..." - pomyślałem.
     Derek i David to moi niby tacy "kumple'' , ale ich w ogóle nie lubię. Moim najlepszy kumplem jest i zawsze będzie Travis.
     -Siema Drake! -powiedzieli razem. Chyba to specjalnie ćwiczyli..
     -Cześć- powiedziałem obojętnie.
     -Czemu ciebie nie było na imprezie?! -zapytał Derek.
     -To nie twoja sprawa, miałem powody. - odparłem.
     - Byłeś w kozie? - zapytał David
     -Może.. Skąd wiesz? - zapytałem wkurzony. Plotki niesamowicie szybko się roznoszą...
     -Jane mi powiedziała. Właśnie, bo jest taka sprawa.. tyle, że to trochę niezręczne..
     - O co chodzi? Gadaj! - byłem już wkurzony tym jego "kręceniem".
     - No bo wczoraj, na imprezie jak ciebie nie było.. to Jane.. całowała się z Dylanem. - wydukał w końcu David.
     Myślałem, że oszaleję!!! 
     "Jaka zdzi**!!!!! A TEN DYLAN!! OCH!! Od zawsze działał mi na nerwy!!!" - złościłem się w środku idąc szybkim krokiem do domu, aby jak najszybciej usiąść przed kompem i zagrać w "Faith".
     W tej grze byłem jak dotąd najlepszy. Nikt mnie jeszcze nie pokonał.
     Wszedłem o domu i w złości rzuciłem niedbale deskorolkę na ziemię. Wbiegłem na górę po schodach, wszedłem do mojego pokoju i włączyłem komputer. Kiedy się załącza, przebrałem się szybko w jakąś brudną bokserkę i dresowe spodenki. Usiadłem przed komputerem. 
     Z ekranu wybieram ikonkę gry Faith. 
      Login: Dranhoss
      Hasło: *********
      Powód brania udziału: Zemsta - oczywiście.
      Moja postać jest prawie jak ja. Różnimy się jedynie tym, że mój awatar jest troszkę bardziej umięśniony i ma niebieskie włosy. Ogólnie wygląda raczej subtelnie i wcale po nim nie widać, że posiada moc SIŁY. To mi się podoba. W pojedynkach moi przeciwnicy nigdy nie spodziewali się, że posiadam aż tak wielką moc.
      Na czacie był Travis, ale nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Mimo iż chciałem spytać, dlaczego mój najlepszy kumpel nie powiedział mi, że moja dziewczyna całowała się z innym. Chciałem już wybrać misję do wykonania, kiedy..
          Nadchodzące połączenie użytkownika Travintess.
      Po dłuższym zastanowieniu klikam; ODBIERZ.
      T.: Siema, broo!!!
      D.: Elo.. Mam do ciebie sprawę.
      T.: WAL! :D
      D.: Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Jane mnie wczoraj zdradziła?
     Chwila ciszy..
      T.: Noo.. bo.. ten tegest... No bo nie miałem sposobności.. Nie widzieliśmy się dziś, a nie miałem nic na koncie, żeby do ciebie zadzwonić..
      D.: Mam nadzieję, że to prawda.
     Później nastąpiła cisza. Musiałem wszystko przemyśleć i nie chciałem na razie gadać. 
     Włączyłem misję. Moja postać przeniosła się na wielką pustynię lodową. Ruszyłem białą ścieżką. Po jakimś czasie zauważyłem grupkę potworów na 110 lvl. 
     Wypiłem eliksir na przyspieszenie ataku, wziąłem tarczę i miecz na 115 lvl. Nowy będę miał jak wbiję 117. 
     Ruszyłem szybko w stronę potworów. Użyłem swojej mocy i jednym zamachem zabiłem pięć Lodowych Sługusów przecinając ich na pół.
     "OK, zostało jeszcze 30." pomyślałem i rozwaliłem kolejną szóstkę.
     Po zaledwie kilku chwilach pozbyłem się wszystkich potworów i w końcu wbiłem 117 poziom!!
     - YEAH!!!
     T.: Co jest??
     D.: WBIŁEM 117!!! UHUU!! XD
     T.: OOO!! BRAVO!!! :D
     D.: Dzięki, dzięki. :P
     Zacząłem robić dalszą część misji.
     Jak zwykle szybko straciłem poczucie czasu i grałem cały czas do rana. Ocknąłem się ze świata gry, dopiero kiedy zaczęło wschodzić słońce.
     - Uff.. naszczęście jest niedziela... - pomyślałem na głos.

                                                                                                       Alexandra

wtorek, 23 października 2012

C. 5. " Chcę słyszeć, jak umiera "



   Y.:  Heeej...bez takich żartów...
B.P.:  No nie obrażaj się! To przecież właśnie żarty :D
   Y.: Ok,ok ;P Jenyyy...matka każe mi na zakupy jechać, po głupią sukienkę na GŁUPI BAL!! A tak, wogóle, Georgins, pamiętaj, że masz po mnie przyjść później OK?
   G.: Jasne, że pamiętam! Spokojna twoja rozczochrana!
B.P.: Hahahaha! Zazdroszczę wam..
   Y.:  :*** Dobra, nieważne..ja idę - NARA MOJE ŁOBUZY!

                 Użytkownik Yansora wylogował się

B.P.: No cóż, chyba zostaliśmy sami :)
  G.: No, wygląda na to, że tak. :))
B.P.: Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym iść z wami na tą imprezę... niestety, gdy imprezy są u mnie w szkole, nie chodzę na nie...
   G.: ?? Ale dlaczego?
B.P.: Heh...dobre pytanie, nie wiem, czy umiem na nie odpowiedzieć...:)
   G.: Koleżanko, załatwiłaś mnie w bitwie o Crotetery Seasn's, WIĘC MUSISZ WIEDZIEĆ!! :D
B.P.: No tak, jestem NIEZAPRZECZALNIE NIESAMOWITA... - nie da się ukryć. Jednak to inna sprawa.. na imprezy chodzą tylko ci, którzy są " przeciętni ". I nie mówię tu o Tobie, ani Yansorze- nie, nic z tych rzeczy! Po porostu, u nas tak już jest...to byłby zły ruch. Coś o tym wiem....
   G.: Hmmm...przykro mi, nie bardzo Cię rozumiem..chciałbym ci pomóc.
B.P.: Nieważne, idź lepiej po Yansorę, bo się spóźnicie!!!!
   G.: Cholera! Zapomniałem! Całkiem długo już gadamy..No nic, to do jutra!

              Użytkownik Georgins wylogował się

" Dobra, nie ma po co tu siedzieć... "

                                                Czy napewno chcesz opuścić grę?
                      TAK                                                                                  NIE

" A zresztą, co mi tam... i tak nie mam, co robić.." - myślę i klikam NIE.
" Och, a cóż to? "

   Wyzwanie od użytkownika Nemesis

" Hę? Kto ty? Ok, przygotuj się na śmierć " - myślę i klikam AKCEPTUJ

     Przenoszę się na pustynię - taką opcję wybrał Nemesis. Zgodnie z prawem, wywołana osoba może się nie zgodzić, ale dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych i mogę walczyć w każdych warunkach..
     Moja avatarka - Black Panther - jest bardzo do mnie podobna. Tyle, że zrobiłam jej proste, blond włosy, a nie takie poskręcane, jakie mam. Ma ona również Sweeetaśne ubranie!! Prawie codziennie ją przebieram. Dzisiaj jest ubrana w długie, białe kozaki - ala/martens, kremowe, skórzane spodnie, białą bluzkę i śliczny, rozpięty, krótki płaszczyk w Quelle - no co? Jak na śmierć, to w dobrym stylu.
     Nazywam się tutaj Black Panther dlatego, że moja avatarka ma czarne jak noc oczy. To ma budzić trochę grozy u rywali.

      Obracam się w grze, szukając przeciwnika.
" O, jest. " - myślę, ponieważ na ringu pojawia się czarna, wysoka postać. Jego oczy są zielone i  ma brązowe, krótkie włosy.

       Nadchodzące połączenie użytkownika Nemesis

" Co? A po co? No dobra, chcę słyszeć jak umiera..." po dłuższej chwili zastanowienia, wybieram


                          AKCEPTUJ

B.P.: No hej, z kim mam przyjemność eee...walczyć?
  N.: Hehe, jestem Nemesis. A ty?
B.P.: -_- tyle, to wiem...W takim razie ja jestem Black Panther. Miło mi cię poznać.
  N.: Taaa...przygotuj się na śmierć.

" Ale czop! Ja do niego przyjaźnie, a ten mi tutaj podskakuje! "

B.P.: Powodzenia - dla ciebie.

Zrywam połączenie. Chcę rozwalić tego debila jak najszybciej!!!! Ograrnia mnie jakaś ślepa furia.

      Więc się zaczyna. Ja mam moc czasu. Mogę go wstrzymywać, przewijać, pomijać wydarzenia. Ale ten? Nie mam pojęcia...
" Aha, no to już wiem..." - pomyślałam, gdy ów przeciwnik rozpłynął się w powietrzu.
- Tak pogrywasz? No to się policzymy!!!! - wrzeszczę do ekrana komputera i Bulbon aż podnosi uszy.

   Wyjmuję moją tarczę z 116 lvl i sztylet ze 118lvl, na którym jestem. Czekam. Coś pojawia się za mną. Pędem się odwracam. Nikogo nie ma..

" Ale ma podnieeeeeete... może być NIEWIDZIALNY...żal.pl "

   W pewnym momencie ktoś rani mnie z tyłu mieczem.

   -10 pkt - mówi komputer

- Wypchaj się DOWNIE!! - krzyczę. Nie wiem, co się ze mną dzieje...

    Bez zastanowienia używam mojej mocy. Cofam się do momentu uderzenia. Widzę w zwolnionym tempie, jak miecz leci w moją stronę - ruszam do akcji.
 
     Wujmuję sztylet i cisnę nim z całej siły w niewidzialną rękę - w myślach słyszę przekleństwa mojego przeciwnika przed monitorem... Jeszcze bardziej mnie to pobudza...
      Jego moc znika - mogę go już dostrzec. Natychmiast uderzam go nogą w brzuch - upada. Bawię się z nim i co chwila zmieniam czas - denerwuje go to...

      Nadchodzące połączenie użytkownika Nemesis

" Hahaha! I co? Myślisz, że ci teraz odpuszczę? Oooo nieee...to dopiero początek. "

                               AKCEPTUJ

   N.: Co ty robisz do cholery?! Tak nie można!
B.P.: Ależ oczywiście, że można. No co? Instrukcji obsługi się nie przeczytało? Myślisz, że tylko ty masz moc??
 (Moc mieli tylko niektórzy.)

   Połączenie zerwane przez użytkownika Nemesis.

 Widzę odejmujące się punkty u mojego przeciwnika. Jeszcze bardziej mnie to nakręca...

  Sczypię go teraz sztyletami wszędzie. Prubuje uciekać, prubuje zniknąć.
  Ale ja nie daję mu szans...
  Chwytam go za włosy i podcinam gardło.

                                                             GRATULACJE!
                               Zwyciężyłaś pojedynek! W nagrodę otrzymujesz +150 pkt!

- Wiedziałam, że tak będzie... - mówię do siebie i popijam cocacolę.
    Jest już późno. Dobrze by było pokimać...ale ja muszę grać!!!!

                                           Czy napewno chcesz opuścić grę?
                      TAK                                                                                  NIE

"  Nie, przecież nie mogę tyle grać! " - myślę i szybko klikam TAK

                                                                                                                             AAlexa