Lewis siedzi pod ścianą i gra na iPhonie. Dobija mnie ten koleś. Jest mega nieogarnięty. Ale dobra nie znamy się więc jak to mówią : "Nie oceniaj książki po okładce".. czy jakoś tak..
- Jak długo będziemy tutaj siedzieć bezczynnie?? - zapytał głupio rudzielec.
Face palm...
- Skąd niby mamy wiedzieć?! Ogarnij się dzieciaku!! - krzyknęłam na Lewisa.
- Ok,ok wyluzuj.. - powiedział nawet na mnie nie patrząc. Dziwak..
Usiadłam pod ścianą tak jak moi "współlokatorzy".
Nagle rozległ się piskliwy, przeszywający dźwięk. Od razu zerwaliśmy się na nogi. Pisk ciągle dobiegał z innego miejsca. Stanęliśmy po środku pomieszczenia i podążaliśmy wzrokiem za miejsce wydobywania się dźwięku.
Nagle z każdej ze ścian wyciągnęły się wielkie szczypce z strzykawkami. Jedna z nich podążyła w moją stronę. Z całej siły kopnęłam ją tak, że się rozbiła.
- Och.. - usłyszałam cichy jęk za plecami. To Aaron. Podstawił rękę, aby strzykawka nie wbiła się w moje ciało.
Spojrzałam na niego, chciałam mu podziękować, ale on upadł na podłogę. Zemdlał.
Chciałam do niego podbiec, kiedy poczułam jak jedna ze strzykawek wbija mi się w plecy. Przeszywa mnie mocny prąd, który paraliżuje całe ciało. W głowie czuje taki ból jakby ktoś rozbił na niej gliniany dzban. Powoli zamykają mi się oczy. Do uszu wlewa mi się głośny pisk małej dziewczynki.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
Dobiega do mnie z każdej strony. Rozpoznaję ten głos. To ja....
*-*-*-*-*
- Yumi, kochanie zejdź na dół! - słyszę głos mojej mamy z kuchni. Od razu tam biegnę.
- Mamo! Cześć! To ja! Mamo! Mamo!!? - krzyczałam, ale ona najwyraźniej mnie nie słyszała.
- Już idę mamusiu! - usłyszałam mój dziecięcy głos.
Dopiero teraz zauważyłam tort na stole. Pamiętam ten dzień. Moje 5 urodziny. Zobaczyłam małą siebie wchodzącą do kuchni.
- Sto lat! Sto lat!! Niech żyje, żyje nam!! - śpiewali wesoło moi rodzice.
Moja mała wersja rozpromieniała na twarzy. Ja również mimowolnie uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
- Zdmuchnij świeczki, kotku.- powiedział mój tato.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Znów ten krzyk.
Z mojego wesołego wspomnienia przenoszę się do innego. Gorszego. Zobaczyłam siebie w wielkim pożarze. Stałam obok małej mnie. Miałam tu ok. 7 lat.
Krzyczałam przeraźliwie. Nienawidziłam ognia najbardziej ze wszystkiego. Ogień otaczał mnie zewsząd. Nawet będąc tu jako odwiedzająca okropnie się go bałam.
Nagle mała ja zniknęła. Zostałam sama. Ogień grzał teraz jak wtedy kiedy miałam 7 lat. Parzył mnie.
Chodź ze mną Yumi. Jeśli będziesz ze mną nic ci się nie stanie. Daj mi jedynie zawładnąć tobą, a nic ci nie będzie. Nikt cię nie skrzywdzi.
-Tylko mnie?
Twoim bliskim również.. Chodź.
- Obiecaj!
Jeśli ci to pomoże.. Obiecuję.
Chodźmy..
*-*-*-*-*
Ocknęłam się cała obolała. W oczy raziło mnie jasne światło. Tutaj było o wiele jaśniej niż w tamtym małym pomieszczeniu.
Spróbowałam się podnieść, ale utrudniły mi to stalowe klamry, którymi byłam przykuta do jakiegoś metalowego stołu. Rozejrzałam się tylko trochę. Zauważyłam, że obok mnie leżała na takim samym stole ok. 14-letnia blondynka. Nadal była nieprzytomna.
Znajdowałyśmy się w niedużym pomieszczeniu bez okien. Jedynie na suficie były zapalone dwie podłużne lampy, które raziły mnie w oczy.
Usłyszałam, gdzieś za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili zobaczyłam młodą kobietę, która przyniosła jakiś niebieski płyn w torebce i podłączyła go do kroplówki.
- Co to takiego?? - zapytałam spanikowana, kiedy płyn zaczął spływać rurką do moich żył.
Kobieta nie odpowiedziała. Widać nie została do tego upoważniona.
Zaczęłam się wiercić, aby w jakiś sposób zapobiec dopływaniu płynu. Przekręcałam się i krzyczałam. W pewnej chwili w suficie zrobiła się mała kwadratowa dziurka, z której wysunęły się te same szczypce ze strzykawką co poprzednio. Powoli zaczęły się do mnie zbliżać.
- AAAA!!! NIEEE!!! - krzyczałam, ale było za późno. Metalowa igła wbiła się w mój brzuch.
W ostatniej chwili zauważyłam tylko jak ta sama kobieta podłącza do mojej sąsiadki taką samą torebkę co mi, tyle że z przeraźliwie zielonym płynem. W tej samej chwili dziewczyna budzi się rozkojarzona.
Evelinee
Spróbowałam się podnieść, ale utrudniły mi to stalowe klamry, którymi byłam przykuta do jakiegoś metalowego stołu. Rozejrzałam się tylko trochę. Zauważyłam, że obok mnie leżała na takim samym stole ok. 14-letnia blondynka. Nadal była nieprzytomna.
Znajdowałyśmy się w niedużym pomieszczeniu bez okien. Jedynie na suficie były zapalone dwie podłużne lampy, które raziły mnie w oczy.
Usłyszałam, gdzieś za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili zobaczyłam młodą kobietę, która przyniosła jakiś niebieski płyn w torebce i podłączyła go do kroplówki.
- Co to takiego?? - zapytałam spanikowana, kiedy płyn zaczął spływać rurką do moich żył.
Kobieta nie odpowiedziała. Widać nie została do tego upoważniona.
Zaczęłam się wiercić, aby w jakiś sposób zapobiec dopływaniu płynu. Przekręcałam się i krzyczałam. W pewnej chwili w suficie zrobiła się mała kwadratowa dziurka, z której wysunęły się te same szczypce ze strzykawką co poprzednio. Powoli zaczęły się do mnie zbliżać.
- AAAA!!! NIEEE!!! - krzyczałam, ale było za późno. Metalowa igła wbiła się w mój brzuch.
W ostatniej chwili zauważyłam tylko jak ta sama kobieta podłącza do mojej sąsiadki taką samą torebkę co mi, tyle że z przeraźliwie zielonym płynem. W tej samej chwili dziewczyna budzi się rozkojarzona.
Evelinee
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz