Chłodny powiew wiatru. Słyszę, jak krople deszczu spadają na okna.. Uspokaja mnie to. Zaraz muszę wstać...Oooo nieee...
Przewracam się na drugi bok.
" Wstawaj Clarisse, bo nie zdążysz do szkoły " - próbowałam podnieść się na duchu w myślach.
" Nie, jeszcze chwila "
DRRRRYYYYYŃŃŃŃŃ
- Aaaaa!!!
Tak, no najlepiej, właśnie tego się bałam..
- Głupi budzik! - przeklnęłam jeszcze pod nosem i wstałam z łóżka.
Pogoda, jak to jesienią w Cassis - trochę pada, wieje wiatr, ale ja uwielbiam taką pogodę..
Cassis to śliczne miasteczko położone nad Morzem Śródziemnym. Zachowało urok południowej Francji, mimo że leży niedaleko takich popularnych kurortów, jak Marsylia, Saint Tropez, Cannes i Nicea. Port otaczają kolorowe kamienice, w plątaninie wąskich uliczek ukrywają się dziesiątki klimatycznych knajpek.
Ja mieszkam niedaleko portu, w ładnym, białym domku z wielkim ogrodem i tarasem.
Mieszkam tu z moim tatą, chociaż rzadko się widujemy - nie przeszkadza mi to, lubię być sama. Mama umarła 3 lata temu, kiedy miałam 11 lat. Od tamtej pory mój ojciec jakby " wyłączył się ".
Idę do mojej łazienki - mamy ich w domu 3. Jedna na dole i dwie na górze - w tym moja.
Pospiesznie biorę moją szczoteczkę do zębów i nakładam pastę. Bulbon jeszcze śpi. Aha, no właśnie! Bulbon to moja kochana " fałdka ", nazywam go tak, ponieważ to Buldog angielski. Ale to mój najlepszy przyjaciel.
Nie to, żebym nie miała znajomych! Mam, ale są fałszywi. Wszyscy. Jestem ogólnie symbolem popularności, ale tylko dlatego, że bez tego można nie przetrwać..jeden zły ruch i jesteś na końcu, jesteś nikim.
Do łazienki wchodzi Bulbon.
- Hej tłuściochu! Może byś się tak odchudził co? - na te słowa piesek położył się na plecach, aby go pogłaskać.
- No już, już wiesz, że cię kocham !
Kończę myć zęby. Teraz włosy i reszta.
A więc: Jestem wysoka , mam brązowe oczy. Mam blond włosy, ( co nie znaczy, że jestem głupia! ) które są strasznie poskręcane. Jestem również szczupła, ale mam odpowiednie kształty. Mam zgrabny, lekko zadarty nos i duże, pełne usta.
Idę do szafy. Wybieram cieliste rajstopy, spódniczkę nie za krótką i nie za długą, białą bluzkę z rękawem 3/4 i przypinam do niej z boku moją ulubioną, małą kokardkę koloru ecru. Wygląda to dobrze.
Na moje rozciapierzone włosy nakładam cienką opaskę również tego samego koloru, co kokarda.
Na nogi zakładam moje kochane baletki, które kupiłam sobie w zeszłe wakacje w Anglii, i biorę biały płaszcz.
- Pa Bulbon! Pani cię kocha! - wykrzyknąwszy to w drzwiach, wychodzę z domu i idę spokojnym krokiem do szkoły, która mieści się kilka ulic dalej.
Po drodze podziwiam piękne jesienne drzewa i kwiaty w parku. Jest pięknie. Ale nie mogę tak długo marzyć : już widzę moje " koleżanki ". Nakładam więc maskę niezależnej, głupiej blondynki i uśmiecham się do nich sztucznie, oczywiście tego nie zauważą.
- Hej Clarisse!! - wykrzyknęła niska dzieczyna o wielkich, niebieskich oczach z uśmiechem na twarzy.
To był oczywiście sztuczny uśmiech - nie ze mną takie numery mała...
- Cześć skarbie. - powiedziała wysoka brunetka, ale równie głupia, jak wszystkie inne. To była Harper Lumendee. Moja " najlepsza przyjaciółka ".
Harper podzeszła bliżej i ucałowałyśmy się w policzek, tak jak to się często robi w tych stronach.
- Ślicznie wyglądasz, a te buty to skąd? - zapytała podejrzliwie brunetka. Nie mogę jej powiedzieć, że z wakacji i że są to moje ulubione - to byłby właśnie zły ruch.
- Aaaa chodziłam sobie wczoraj po sklepach i nie miałam co kupić, więc wzięłam te. - odpowiedziałam z moją beznamiętną, uśmiechniętą Poker face.
- A no tak, widziałam je tam. - już miałam ochotę się zaśmiać.. ale tutaj ja wyznaczam reguły, a nie ona, więc ominęłam ją z uśmiechem i poszłam do budynku, a za mną reszta " koleżanek ".
Wchodzę na korytarz. Moje gimnazjum jest duże. I nawet ładne. Ma dużo kolumn i piękne, ogromne okna. W środku jest wyposażone nowocześnie. To szkoła dla " Dzieci dużych ryb " - tak mówią, ponieważ jest ona bardzo droga. Mojego tatę stać na to, dlatego, że jest dyrektorem jakiejś dużej spółki handlowej we Francji i za granicą. Dokładnie nie wiem co robi, ale kasę ma.
Z mamą zawsze marzyli, żeby przeprowadzić się tutaj - do Cassis, ponieważ przyjechali tutaj w podróż poślubną - nie, nie byli stąd..Mama była włoszką, a tata mieszkał w Brazylii. Poznali się.. nawet nie wiem jak..chyba właśnie dlatego nazwali mnie Clarisse.
Wkładam torbę do mojej szafki, gdy z tyłu nachodzi mnie Lorenc - mój " chłopak ". Możecie się domyślić, dlaczego z nim chodzę - to poprostu..dobry ruch. Lorenc jest popularny, gra w szkolnej drużynie koszykówki no i ma niezły kaloryfer..
- Witaj piękna, co robisz dzisiaj po południu? - mówił do mnie podchodząc bliżej. Znów nakładam maskę oczarowanej dziewczynki. Najchętnie powiedziałabym : "Spadaj gnojku i łapy przy sobie", ale tego nie zrobię.
- Zamiast tego ja również podchodzę bliżej.
- Cześć kochanie. - szczerzę się do niego słodko. - Niestety, po południu mam ważne zajęcia, nie będziesz mógł wpaść, nawet nie wiesz, jak mi przykro...
- Ojojooj...no to szkoda pa.
- Paaa! - przeczesuję włosy i macham do niego zalotnie "Trzeba ich jakoś nauczyć pokory " - myślę.
Dzwonek na lekcje - pięknie, teraz matematyka...jestem z niej BEZNADZIEJNA...
Na szczęście po lekcjach wracam do domu, do swojej gry.
AAlexa
~~*~~
Cześć wszystkim!
Jak wiecie, tą historię robią trzy osoby.
Ja jestem AAlexa - czyli Clarisse
Miłego czytania :**
Och..Sweetaśnie! Mam nadzieję, Eve, że wywiązałam się z zadania ;P
OdpowiedzUsuńP. S.
Olka piszeten rozdział, czy nie?
No szweetaśnie, szweetaśnie!!! :**** Bravissimo, Alexandro!!
OdpowiedzUsuń